11

Nagle mój irracjonalny strach przed lataniem powrócił. Zanim miałam szansę by odszukać dłoń Justina, on zrobił to pierwszy, uśmiechają się do mnie uspokajająco. - Hej, nie rozbijemy się.

Udało mi się kontrolować oddech na tyle, żeby coś powiedzieć. - Oh! Dziękuję Ci za to Bieber, to naprawdę pomaga. Wiesz, powinieneś wziąć pod uwagę zostanie doradcą lub czymś w rodzaju inspirującego mówcy, jesteś w tym naprawdę dobry!- w połowie krzyczałam.

- Woaah, mała pomyłka, samolot za niedługo spadnie z nieba. -zaśmiał się, kiedy samolot płynnie wylądował. - Widzisz? - uśmiechnął się, odpinając swój pas i wyciągając moje kule z przechowalni.

Dostaliśmy ten piorytet i wysiedliśmy z samolotu pierwsi. Nie mogłam się zdecydować, czy to z powodu sławy Justina czy mojej niepełnosprawności. Tak czy inaczej trzeba przedrzeć się przez inne rodziny, żeby wysiąść w jednym kawałku.

Wysiadając zostaliśmy powitani słonecznym dniem z ani jedną chmurą na niebie. Czarny Range Rover Justina był zaparkowany zaraz koło schodów, oh oczywiście, do tego około 300 krzyczących dziewczyn, powstrzymywanych przez muskularnego faceta. Aparaty błyskały, ludzie piszczeli, to wszystko było dla mnie całkiem nowe. Zatrzymałam się i popatrzyłam dookoła, co się dzieje. Justin widząc, że stoję z dziwną miną na twarzy, nie wiedząc co się dzieje, podszedł do mnie i kolejną rzeczą którą wiedziałam to, to że moje kule trzymał w jednej ręce, a ja przewieszona byłam przez jego ramię. Delikatnie posadził mnie na siedzeniu pasażera, sam wskoczył na swoje miejsce i ruszyliśmy jak najszybciej z lotniska.

- Co. Do. Cholery. To. Było? - powiedziałam, oglądając się za nami, gdzie wojska dziewcząt ruszyły w pogoń za nami.

On jedynie się zaśmiał. - To, moja droga, jest moje życie kiedy nie ma mnie w domu. Teraz rozumiesz, dlaczego nie wiedziałem co się dzieje, kiedy po raz pierwszy wróciłem do szkoły.

- Więc, to dzieje się zawsze, gdziekolwiek jesteś? - zapytałam się, próbując zrozumieć. Oczywiście widziałam zdjęcia papparazzi i podążających za nim dziewczyn, ale przeżywanie tego jest całkiem czymś innym.

- Tak, coś w tym rodzaju, nie wszędzie, ale w większości sytuacjach. Hej, przyzwyczaisz się do tego przed jutrem.

- Co masz na myśli?

- Więc, dzisiaj jedziemy do mojego apartamentu, na zakupy kupić ci piękną nową sukienkę, a później na rozdanie nagród.  - zaśmiał się.

- Czekaj, czekaj, czekaj, jakie rozdanie? - zapytałam, nie wspominał nic o tym wcześniej.

- Jestem nominowany w paru kategoriach na gali MTV, więc tak jakby muszę tam być. - znowu sie zaśmiał.- I potrzebuję kogoś, z kim mogę przejść po dywanie, żeby nie wyglądać jak samotnik i hey! Wiesz co? Jesteś dzisiaj wolna! - uśmiechnął się.

- W żaden pieprzony sposób nie! Nie pokażę się na czerwonym dywanie z czterech powodów. Pierwszy- naprawdę nie sądzę, że całościowy gips był modny w tym sezonie. Drugi- jesteśmy TYLKO przyjaciółmi, nie parą. Trzeci- nie jestem nawet wystarczająco ładna, żeby być fotogrfowana z tobą. Czwarty- Nigdy w życiu nie ubiorę sukienki!

-  Daj spokój! Zaden z nich nie jest prawdziwym problemem. - uśmiechnął się.- Pierwszy- kupimy ci taką sukienkę, że nawet twój gips będzie wyglądał pięknie. Drugi- doskonale zdaję sobię spawę, że idziemy jako przyjaciele, ale jako para nie byłoby takie złę. Trzecie- przestań tak mówić! Mój Boże, dziewczyny są takie niepewne, Molly Muriel Fraser, mówiłem ci to już wcześniej, ale powiem jeszcze raz- jesteś moją przepiękną najlepszą przyjaciółką. A poza tym, co masz na myśli mówiąc, że nie jesteś wystarczająco ładna żeby być fotografowana za mną?! - podkreślił 'mną' - Jestem twoim obleśnym przyjacielem, który do 10 roku życia myślał, że Mikołaj istatnieje.- zaśmiał się, kiedy zaparkował przed olbrzymim domem, wygądającym jak hotel, obchodząc auto dookoła, podając mi kule i pomagając mi wyjść z samochodu. Wkońcu się odezwał, kiedy szliśmy w stronę recepcji- Oczywiście, że ubierasz sukienkę. Jeśli ja muszę ubrać garnitur, ty musisz sukienkę. Masz tylko szczęście, że złamałaś nogę, bo inaczej zmusiłbym cię do założenia szpilek. - uśmiechnął się, dzwoniąc małym dzwoneczkiem przy blacie recepcji.

Tak właśnie myślałam.- Byłoby cu-do-wnie poznać wszystkie gwiazdy, które tam będą, aleee ... Nie jestem pewna, Justin ..

- Ah-ah Molly, idziesz ze mną bez względu na to czy miałbym cię przerzucić przez ramię i sam cię tam zanieść- zaśmiał się.- i naprawdę nie dałabyś rady powstrzymać mnie, mając ten wielki gips na nodze.

Nagle pojawiła się recepcjonistka. - Dzień dobry, to może jeszcze chwilę potrwać, więc możecie poczekać na tamtej kanapie. - powiedziała, kiwając głową w stronę ciemno niebieskiej, dwuosobowej kanapy, na której siedziała dziewczyna około mojego wieku.

Pokuśtykałam w jej stronę, oparłam kule o ścianę i siadłam. Wyciągnęłam telefon i napisałam mamie, że jade na wakacje z Justinem do Atlanty. Może robię to trochę za późno, ale co tam.

Już miałam nacisnąć przycisk 'wyślij', kiedy zauważyłam, że dziewczyna patrzy sie wprost na mnie.

Odwróciłam się w jej stronę. - Mogę ci w czymś pomóc? - powiedziałam, podnosząc brwi.

- To jesteś ty? - pokazała mi swój telefon, a w nim zdjęcie Justina, który niesie mnie na swoim ramieniu z samolotu, jakąś godzinę temu.

Poczułam pojawiające się rumieńce. Świetnie, moja dupa jest w całym internecie.

- Umm, tak to ja. - zaśmiałam się nerwowo.

- Co ty do cholery robisz z Justinem? - zadrwiła ze mnie.

- Przepraszam? - powiedziałam, ponownie podnosząc na nią brwi.

- Zapytałam się ciebie co do cholery robisz z MOIM Justinem! Kim ty kurwa jesteś? - wstała, podchodząc do mnie, kiedy siedziałam na kanapie. Sięgnęłam po kule, podniosłam się, tak by być na jej poziomie, kiedy zauważyłam, że miała na sobie bluzkę z twarzą Justina. Świetnie, jakaś niezrównoważenie pokręcona fanka Justina startowała do mnie. Suka wybrała zły dzień, moja noga była obolała, ale nie zamierzam pozwolić jej wygrać i zniszczyć pierwszego dnia moich wakacji.

- Właściwie- podeszłam o krok bliżej niej. - Jestem jego najlepszą przyjaciółką, przyjechaliśmy razem na wakacje, to jest właśnie kim kurwa jestem. Kochanie, jest mi przykro. On nie jest twoim Justinem, a wiem to z dwóch powodów- pierwszy- powiedziałby mi o tobie. Widzisz jesteśmy bliskimi przyjaciółmi, jak brat i siostra, drugi- jestem pewna, że nigdy by nie umówił się z taką małą, szaloną dziwką jak ty.- odpyskowałam.

- Ty właśnie nie nazwałaś mnie dziwką! - krzyknęła.

- Ohh skarbie, właśnie to zrobiłam. - odkrzyknęłam. Nie zamierzam sie wycofać, pociągnęła to za daleko.

- Odwołaj to, ty gruba, niepełnosprawna, mała kurwo! - krzyknęła do mnie, popychając moje ramię. Dziękuję kurwa za te kule, w innym wypadlu leżałabym, rozplaskana na podłodze.

Kulę, na której się nie podpierałam, wbiłam jej w lewą stopę. Krzyknęła w bólu. Chwyciła moje włosy, a ja jej. Zanim miałyśmy szansę coś zrobić, Justin przerzucił mnie przez ramię, a wysoki ochroniarz trzymał tą dziewczynę. Jeśli dałby mi chociaż parę sekund, ta suka wszystko by zrozumiała.

- Molly! - krzyknął, zabierając moje kule i spuszczając na dół. Trzymał mnie w pasie w razie, gdybym czegoś spróbowała. Znał mnie za dobrze. - Justin! Puść mnie, żebym mogła zmiażdżyć tę jej brzydką morde! - krzyczałam, próbując się uwolnić, nie było to proste kiedy mnie trzymał, a na dodatek moja noga mi tego nie ułatwiała.

- Tylko spróbuj! - odkrzyknęła. - Już zrobiłam zdjęcia, kiedy na mnie krzyczysz! Mam zamiar cię zniszczyć, za zabieranie Justina ode mnie. Kilka więcej nie będzie bolało. - uśmiechnęła się szyderczo.

- Ty mała gówniaro! - krzyknęłam, kiedy Justin posadził mnie na kanapie i stanął na przeciwko dziewczyny.

Połozył swoje ręce na jej twarzy, częstując ją jednym ze swoich zatrzymujących serce uśmiechów - Skarbie, spójrz, mogę powiedzieć, że jesteś jedną z moich największych fanek, nie mogę ci wystarczająco podziękować za wspieranie mnie.- odrazu się uspokoiła i patrzyła prosto w jego oczy- Ale różnicą między fanem, a prawdziwym fanem jest to, że prawdziwy fan zaakceptowałby to, że mogę przyjaźnić się z innymi dziewczynami i nie byłby zły na nie za to.- powiedział spokojnie, biorąc jej dłoń, uważając na to by zabrać jej telefon i usunąć zdjęcia, nie spuszczając z niej wzroku - Teraz, jeśli chciałabyś przeprosić moją przyjaciółkę, mogę podpisać twoja koszulkę czy zrobić sobię z tobą zdjęcie, brzmi jak fair play? - uśmiechnął się do niej, ustrożnie wkładając telefon w jej dłoń.

Jedyne co zrobiła to przytaknęła, a później odwróciła się w moją stronę.- Przepraszam, za to co zrobiłam.- olśniła mnie swoim fałszywym uśmiechem.

- Cokolwiek.- mruknęłam, kuśtykając do windy, kiedy Justin robił sobie z nią zdjęcie i podpisał jej koszulkę.  Drzwi windy się otwaorzyły, weszłam do środka, Justin zatrzymał windę i stanął obok mnie. Nacisnął guzik, prowadzący na ostatnie piętro.

Było cicho. I bardzo dziwnie. Nie mogłam się zdecydować, czy to przez to, że był za bardzo zły, żeby ze mną rozmawiać, czy ja byłam zbyt zawstydzona. Nagle cisza została przerwana przez śmiech Justina. - Gówniara?

Również wybuchłam śmiechem.- Nie mogłam myśleć! .. Hej, niezła robota z usuwaniem zdjęcia. - uśmiechnął się.- Przepraszam, prawie wdałam się w bójkę z jedną z twoich fanek.- uśmiechnęłam się do niego przepraszająco.

- Nie martw się tym, zrobiłbym to samo, gdybym był tobą.- zaczął znowu się śmiać.- Myślę, że naprawdę dobrze jej przywaliłaś tą kulą, przez sposón jej kuśtykania. Jestem prawie pewny, że złamałaś kość.- znowu zaczęłam się śmiać, podniósł rękę, żeby przybić piątkę.

- Tworzymy dobry zespół- uśmiechnęłam się, kiedy to zrobiłam.

Nagle drzwi windy się otworzyły na najpiękniejszym widoku jaki w życiu widziałam.

- Molly Muriel Fraser, witaj w moim domu- Justin się zaśmiał, wpuszczając mnie do środka.



~ jeśli przeczytałaś/eś, zostaw komenatarz.



10

Weszliśmy tylnym wejściem, aby uniknąć paparazzi. Od razu odłożyłam moje kule i położyłam się na chodniku. Mężczyzna, który czekał specjalnie na nas siedział w wózku golfowym wraz z małą przyczepką dla naszych bagaży.

- Co to do cholery jest? - powiedziałam, cały czas patrząc na nasz sposób transportu.

- Droga do samolotu jest długa, więc zatrudniłem tego 'bad boya'. - odpowiedział, uśmiachając się i zajmując miejsce kierowcy, poklepując miejsce dla pasażera, które miałam zająć. Wdrapałam się i zaczęliśmy pędzić przez lotnisko.

Było to bardzo zabawne. Justin jeździł pomiędzy siedzeniami, przez kawiarnie unikając przerażonych ludzi z lotniska. Byliśmy coraz bliżej naszej bramki i coraz bliżej ściany. Justin wciskał cały czas hamulec, ale myślę, ze go zepsuliśmy, ponieważ wózek nie chciał się zatrzymać. Krzyczeliśmy, kiedy rozbiliśmy się o ścianę. Oczywiście nic nam się nie stało, jechaliśmy tylko 20 km/h, ale teraz było tu piekielnie dużo ludzi patrzących sie na nas. Popatrzyłam się na Justina, który próbował powstrzymać śmiech, dokładnie tak samo jak ja. Oboje wstaliśmy, wytrzepaliśmysię  i podeszliśmy do biurka, tak jakby nic się nie stało, pozostawiając dymiący wózek. Utrzymywałam się na jednej kuli, kiedy podawałam bilety, karty pokładowe i paszporty, Justin podał bagaże pracownikowi, który nas sprawdził, a później udaliśmy się małym tunelem w stronę samolotu.

Drzwi nawet nie zostały zamknięte, a ja z Justinem popadliśmy w napad śmiechu.

- To zdecydowanie była najbardziej szalona rzecz, którą zrobiłem w ostatnim czasie. - mówił, między przerwami od śmiechu. - Mój Boże, zepsułem go! - powiedział, zatrzymując się aby popatrzeć przez okno w tunelu na ludzi odwożących bagaże.

- Oh! Ohh! Czekaj!- powiedziałam, wyciągając z kieszeni mój telefon. - Pierwsze wakacyjne zdjęcie! - uśmiechnęłam się, przyciągając do siebie Justina, trzymając telefon na wysokości ręki. Powstrzymaliśmy się od śmiechu kiedy zdjęcie zostało zrobione, więc nie wyglądaliśmy jak idioci. - Hej, udało mi się złapać bagaże w tle- zaśmiałam się, wchodząc przez drzwi do samolotu. Stewardesa doprowadziła nas do naszych miejsc. W pierwszej klasie.

Odetchnęłam, kiedy usiedliśmy w naszej małej kabinie. - To jest niesamowite!-  palcami przebiegłam praktycznie po wszystkim, jak małe dziecko w sklepie ze słodyczami. - Nigdy wcześniej nie leciałam w pierwszej klasie. - uśmiechnęłam się i włączyłam TV.

- Naprawdę? - popatrzył się na mnie z niedowierzaniem. - Człwieku, ty nie żyłaś! - uśmiechnął się.

Podłożyłam sobie pod głowę poduszkę, przeglądając kanały, była tu muzyka, kanały filmowe, gry, na tym czymś można nawet korzystać z internetu. Zauważyłam, że Justin śmieje się z mojego zdziwienia, kiedy ja patrzyłam w telewizor. Nagle znalazłam Baby na jednym z kanałów muzycznych, kiedy stewardesa omówiła wszystkie zasady bezpieczeństwa. Szturchnęłam Justina, patrząc na ekran z otwartymi ustami. - Popatrz tylko na tego durnia! - zaśmiałam się.

Przechylił głowę, uśmeichjąc się- Wiesz, że to kochasz.

- Tak naprawdę- powiedziałam, wyłączając Tv i sięgając po słuchawki. - To myślę, że nie- odpowiedziałam złośliwie.


Uśmiechnął się i zaczął śpiewać Baby na cały głos.

Próbowałam ukryć moje rozbawienie. - Justin! - syknęłam. - Justin! Przez ciebie zostniemy zaraz wyrzuceni z samolotu! - zaśmiałam się.

Przestał śpiewać na minutę.- Więc powiedz, że to kochasz! - uśmiechnął się, powracając do śpiewania, jeszcze głośniej niż przedtem. Nagle hostessa odgarnęła zasłonę i wsadziłą głowę do naszej kabiny, Justin się uciszył, kiedy oboje spojrzeliśmy w jej kierunku.

Nie wyglądała na zdziwioną. - Proszę, są tu inni pasażerowie w tym locie, bylibyśmy bardzo wdzięczni gdybyś zatrzymał to w myślach. - obdarowała nas sztucznym uśmiechem i opuściła zasłonę. Justin i ja popatrzyliśmy tylko na na nas obojga i wybuchnęliśmy śmiehchem. To tak jakbyśmy byli w szkole, dostając opieprz od nauczyciela.

W końcu się uspokoiliśmy, oboje założyliśmy słuchawki, szukając czegoś do oglądania. Włączyłam netbooka, kiedy samolot szarpnął do przodu. Zaczęliśmy jechac pasem startowym i już mieliśmy sie wznosić. Nie mówiłam tego Justinowi, ale  cholernie bałam sie latać. Poczułam, ze samolot przechyla się w górę, więc złapałam rękę Justina. Popatrzył się na mnie, wiedząc od razu co było ze mną nie tak. Wciąż miałam słuchawki, a film wciąż leciał, więc Justin wyszeptał. - Wszystko jest okey, jestem tutaj. - mój oddech zaczął przybierać na normie, więc wróciłam do filmu, ewentualnie zasnęłam.

Jakimś sposobem położyłam łokieć na pilocie, który włączył TV. Muzyka wybuchła w moich słuchawkach, automatycznie  mnie budząc. Moje oczy sie otworzyły. Ku mojemu zdziwieniu ja i Justin byliśmy w siebie wtuleni, nasze twarze były tak blisko, że mogłam go pocałować. Ale nie mogłam tego zrobić. Jesteśmy przyjaciółmi. NAJLEPSZYMI PRZYJACIÓŁMI, żeby być precyzyjnym. A najlepsi przyjaciele się nie całują. Oparłam się i odłożyłam słuchawki, w czasie kiedy podawano, że mamy jeszcze godzinę,a jedzienie będzie za chwilę serwowane. Szturchnęłam Justina łokciem w żebro. Podskoczył i zaczął się niemiłosiernie wydzierać.

Odchyliłam sie do tylu z wytrzeszczonymi oczami, kiedy się przeciągnął i ziewnął, tak jakby wcale nie krzyknął tak jak najgłośniej się dało. Spojrzał na mnie wciąż w połowie zaspany.

- Oh tak, mam nazwyk krzyczenia jakby ktoś rąbał mi nogę, kiedy zostaję obudzony.Przyzwyczaisz się. -
powiedział, ziewając i siadając prosto w fotelu.

Wybuchłam śmiechem, tak jak i on. Uspokoiłam sie w momencie kiedy hostessa odsunęła kotarę i wniesła nasz posiłek. Ku mojemu zdziwieniu nie był to dopiero ugotowany kurczak, lecz pizza pepperoni.

- Wow, mają nawet pyszne jedzienie w pierwszej klasie. - uśmiechnęłam się, biorąc kawałek pizzy.

Justin próbował ukryć śmiech. - Musimy zabierać cię częściej poza dom. - mówił, potrząsając głową. Skończyliśmy jeść, siedząc i otwierając puszki coca-coli. - Jeszcze pół godziny zanim wylą-- nagle weszliśmy w turbulencje, co spowodowało wylanie napoju przez Justina na jego krocze. Z trudem łapałam oddech, kiedy opadłam na fotel śmiejąc się, łzy leciały po moich policzkach, kiedy próbował to wytrzeć, ale plama jeszcze bardziej wsiąkała.

- Oh Justin, nie mogłeś iść na czas do łazienki, prawda? - zatrzymałam się, aby się odezwać, po czym wróciłam do śmiania się jeszcze bardziej. Jak zwykle próbował powstrzymać śmiech. Nagle wziął ode mnie moją puszkę i wylał ją na moją koszulkę. Teraz naprawdę się śmiał. - Oh nie, Molly, powinniśmy mieć chyba śliniaczek. - Zamknęłam się, wzięłam kilka jego serwetek, próbując się wytrzeć kiedy łzy dalej leciały po mojej twarzy. Łzy leciała równieć po twarzy Justina.

- Zgaduję, że fair play- powiedziałam i oboje się uspokoiliśmy. Następną rzeczą jaką wiedziałam to, to że Justin trzyma telefon na długości ręki. - To na twoją ścianę. - uśmiechnął się. - Powiedzieć cheeeese. - powiedziała, kiedy aparat błysnął.

Nagle pojawiło się światełko na pasach, tak jakbyśmy mieli lądować. Usiedliśmy prosto, patrząc na siebie i wybychając śmiechem.

- To będą świetne wakacje. - uśmiechnęłam się do Justina, wycierając łzy z twarzy.

~ jeśli czytasz, pozostaw coś po sobie. :)


9

Serce mi stanęło. Zaczęłam oddychać ciężej i szybciej. Dopiero co go odzyskałam. Potrzebuje go. Nie wiem czy zniosę utratę Justina po raz drugi.

-C-co? - udało mi się krzyknąć. Trochę się uspokoiłam- Co to kurwa ma znaczyć, że wracasz do Atlanty?! Dopiero co wróciłeś! - łzy napływały mi do oczu.  Podeszłam bliżej niego, przytuliłam go przy czym upuściłam kule, całą swoją wagą napierając na niego.

Lekko się uśmiechął - Na szczęście nie na stałe, to tylko tydzień- zaśmiał się, mocno mnie trzymając kiedy podnosił kule, podając mi je.

- Co? W takim razie po co to całe rozwalanie drewna? - przekręciłam głowę w zmieszaniu. Boże, cudownie Molly. Właśnie myśli, że jesteś hormonalnym niewypałem. Czekaj, jest moim najlepszym przyjacielem, jakieś 11 lat temu biegał pół nago pod zraszaczami w ogrodzie. Jest twoim najlepszym przyjacielem, NIC więcej!

Spojrzał na bałagan, który zrobił- Więc wiesz, potrzebujesz mnie teraz i twoja noga i w ogóle, Layla zacznie gadać bzdury o imprezie, a napawdę nie uważam, że mogłabyś ją pobić ze złamaną nogą, i i co jeśli .. co jeśli ten sukinsyn Donny zbliży się do ciebie? - przypominając sobie fragmenty imprezy rozwalił kolejny kawałek drewna- To jest, hmm od kiedy wróciłem i przypomniałem sobie jak ważna jesteś dla mnie, nie chcę cie znowu zostawić. Nawet na tydzień, przyciągasz kłopoty i niebezpieczeństwo i nie chcę żebyś przechodziła przez to sama- spojrzał w dól, kręcąc kij usiadł, pomagając mi. Po prostu siedziałam i słuchałam tego co mówi- Ale, muszę się pojawić na czerwonym dywanie i dokończyć ostatnią piosenkę do albumu w studiu, wiesz, zostaję tutaj, nie ma nawet mowy że nie, ale równocześnie nie mogę zakończyć kariery. - potrząsnął głową próbując podjąć decyzję.

Uśmiechnęłam, trzymając jego dłoń kiedy oboje leżeliśmy na trawie. Ścisnął ją mocniej. - Więc Bieber, zamierzam ci to ułatwić- odwróciłam się, aby spojrzeć mu prosto w oczy- Jadę z tobą- uśmiechnęłam się- Jeśli tylko mi pozwolisz.

Od razu usiadł, a na jego twarzy pojawił się niepewny uśmiech- Naprawdę byś to dla mnie zrobiła?

- Justin czy ty sobie żartujesz? Po 1, spójrz ile rzeczy zrobiłeś dla mnie w tym tygodniu, po 2 tak jak powiedziałeś jesteś moim najlepszym przyjacielem i zrobiłabym wszystko, aby ujrzeć twój uśmiech a po 3, na Boga w Atlancie mają teraz wakacje, myślisz, że pozwolę ci lecieć beze mnie? Uh Uh Bieber jesteś teraz skazany na mnie, nigdzie cię samego nie puszczę- powiedziałam uśmiechając się.

Podniósł mnie i obrócił wokół siebie, ostrożnie aby nie uszkodzić mojej nogi jeszcze bardziej. Przestał mnie kręcić patrząc mi prosto w oczy wciąż mnie obejmując- Badzo ci dziękuję, zaraz każę zapłacić za wszystko i w ogóle- uśmiechnął się kiedy zanosił mnie do domu- Mój Boże, nie jestem w stanie ci podziękować wystarczająco, to będzie świetna zabawa, wiesz samolot leci 6 godzin i zazwyczaj muszę siedzieć sam, a teraz będę spędzał cudowny czas z moją najlepszą przyjaciółką. Od dzisiaj jeździsz ze mną wszędzie!- gadał przez całą drogę z podwórka do domu, posto to mojego pokoju, gdzie położył mnie i pozwolił przutulić sie do niego kiedy znowu zaczynałam zapadać w sen. Dajcie spokój, to było za dużo jak na 3 nad ranem.

A on nie przestawał mówić- Pokochasz mój dom, mojej mamy nie będzie więc będziemy mogli robić wszystko na co mamy ochotę, Boże brzmię jak 10letnie dziecko, oooh! Możesz isć ze mną do studia .. - jego słowa zaczynały się rozpływać, kiedy usnęłam.

                                                                          * * *

Jęknęłam. Coś potrząsało moje łóżko, więc sie obudziłam. Ziewnęłam i wyciągnęłam się kiedy zobaczyłam Justina skaczącego w górę i w dół na moim łóżku krzyczącego - Wstawaj! Wstawaj! Już prawie czas żeby iść, jedziemy na wakacje!! - i uśmiechającego sie jak dziecko w czasie świąt Bożego Narodzenia. Upadłam na poduszke i wszystko co krzyczał nagle ucichło.

Usiadłam na łóżku jak strzała- Poczekaj! Czy ty właśnie powiedziałeś, że taksówka jest o 7?

Nie przestawał ani skakać ani sie uśmiechać- Taaaak!

- A która jest teraz godzina?

- Wpół do siódmej.

- Mój Boże, nie wiem nawet gdzie zacząć. Mam pół godziny żeby być gotową I sie spakować na cały tydzień! - krzyczałam próbując zeskoczyć z łóżka, zapominając o mojej złamanej nodze i upadnięciu na podłogę.

Justin jeszcze raz podskoczył na łóżku ale zeskoczył i pomógł mi wstać- Prawie nie spałem więc postanowiłem zrobić to za ciebie. Ale później nie wiedziałem co chciałabyś wziąć. Więc zdecydowałem wziać całą twoją garderobe i zapakować do jednej walizki. Ale później nie mogłem znaleźć wystarczająco dużej walizki w twoim domu więc POŹNIEJ jeździłem w kółko dopóki nie znalazłem sklepu otwartego o 3 nad ranem i kupiłem ci 3 ogromne fioletowe walizki i wrzuciłem całe twoje gówno do nich, ale nie dotykałem oczywiście twojej bielizny, to było by zboczone- powiedział przekręcając głową- a po drugiej stronie od twojego domu i sklepu z walizkami pojechałem do siebie, wziąłem całe moje gówno, ale ty dalej nie wstałaś więc pozwoliłem sobie na zwrócenie się wiedzy, którą nabyłem czytaniem tych kobiecych magazynów kiedy zakałdali ci gips- mówił to podczas niesienia mnie do łazienki, nakładania mi pasty na szczteczkę i wręczania mi jej. Wow, ten chłopak jest jak maszyna, a ja dalej w półowie śpię- i wybrałem ci strój jaki ubierzesz, buty, a wszystkie twoje dziewczęce przybory do makijażu włożyłem do fioletowej torby na makijaż- uśmiechnął się dumnie podając mi torbę- A teraz idę ci po Starbucksa bo wyglądasz jakbyś porzebowała pobudki, ooh wezmę ci też jedzie do samolotu- chyba zaczyna być bardzo podekscytowany ta podróżą- WIĘC jedyne co musisz zrobić to spakować swoją bieliznę, przygotować się, znieść swoją pupę na dół trzymając się barierki i czekać na mnie na dole z walizkami- krzyczał, zbiegając ze schodów i opuszczając dom. Zapanowała teraz cisza. Wreszcie.

Pokuśtykałam do mojego pokoju zrobić makijaż przed ubraniem się. Wow, musiał naprawdę zaangażować sie w czytanie tych czasopism, strój wygląda naprawdę dobrze. Wybrał moją szarą bluzę z kapturem, jasnoróżową bluzkę, ciemno niebieskie dresy po kolana, kóre pasują do niebieskich akcentów na bluzce oraz białe Convers'y. Wybrał wspaniałe kolory, dodatkowonie będzie to przeszkadzało w żadnym stopniu mojemu bipsowi oraz będzie komfortowe w czasie lotu. Uśmiechnęłam się kuśtykając z powrotem do łazienki, aby upiąć włosy w luźnego, niechlujnego koka, poźniej ześlizgując się na barierce tak jak mówił Justin. Jak na zawołanie Justin wszedł do domu trzymając dwa karmelowe crème frappuccina, pudełko z czterema pączkami i pęłną torbę 'śmieciowego jedzenia'. Uśmiechnęłam się- Miłe spotkanie ze zdrowym jedzeniem na śniadanie. 

- Ja tylko wziąłem to co lubisz- podał mi napój pakując całe jedzenie do wielkiej torby. Ten chłopak wie, jak uczynić poranek łatwiejszym. To znaczy, jest dopiero przed 7 czyli środek nocy jak dla mnie. Justin wyniósł wszystkie walizki na zewnątrz, a ja używając moich kul podążałam za nim. W momencie kiedy wychodziliśmy taksówka podjechała pod dom. Szybko wślizgnęłam się do środka, podczas gdy Justin pomagał pakować walizki do bagażnika kierowcy. Upiłam łyk podając przyjacielowi jego frappuccino kiedy usiał obok, WCIĄŻ się uśmiechał. Jego policzki naprawdę muszą boleć! Samochód ruszył jadąc w kierunku lotniska, kiedy Justin otworzył okno górną częścią ciała wychylając się przez nie.

- Jedziemy do Atlanty, suki!- krzyknął na cały głos. 

Jęknęłam zsuwając się w dół fotela i przecierając oczy. Daj spokój człowieku, obudziłam się jakieś 30 minut temu. 

Nie zrozumcie mnie  źle. Kocham Justina z całego serca, ale jak on może być tak energiczny o 7 nad ranem? Zaśmiałam się sama do siebie, kiedy on kontynuował swe krzyki całą drogę do lotniska.