8

Nie mogłam przestać się śmiać kiedy zawoził mnie do auta i pomógł wsiąść na miejsce pasażera, mogło to być przez wszystkie leki przeciwbólowe, które podali mi lekarze, ale jestem bardziej pewna, że to dzięki Justin'owi i  tego że jestem z nim. Oczywiście, zostawił mnie bez żadnego pożegnania na trzy lata. Lecz w ciągu tych ostatnich dni był tutaj ze mną i zrobił dla mnie bardzo wiele. Stanął przeciwko Layli dla mnie, kupił mi kawę kiedy miałam kaca i przywiózł mnie tutaj kiedy złamałam nogę. Położył torby i kule na tylnym siedzeniu, wskoczył na miejsce prowadzącego i zaczął jechać.

Boże. Wszystkie leki, które mi podali zaczęły mi dokopywać i ból ustawał, ale czułam się bardzo hormonalnie. Nagle wybuchnęłam płaczem. Justin zatrzymał auto na poboczu ulicy.

-Molly? Co się dzieje? Czy to boli? Mam wszystkie leki w samochodzie- powiedział i wyciągnął rękę po ogromną torbę z tyłu siedzenia.

- Nie, nie, nie..- szlochałam- Jesteś po prostu takim dobrym  przyjacielem ... i ... i ... Ja się .. cieszę... że już wróciłeś!- powiedziałam, mocno go tuląc.

Śmiał się łagodnie, lekko mnie od siebie odrywając- Taaak, więc ja też się cieszę że wróciłem- uśmiechnął się i zaczął znowu jechać- A poza tym ile razy mam jeszcze powtarzac Molly Muriel Fraser? Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, tak? Zrobiłbym dla ciebie wszystko- zaśmiał się, kiedy ja znowu zaczęłam płakać- Przestań z tym- kolejny raz dzisiejszego dnia zaczął się śmiać, kiedy podjeżdżaliśmy pod mój dom.

Rozłożył wózek, usadowił mnie w nim, wziął kule oraz torbę z lekami i zawiózł mnie do domu.

- Cholera, mój pokój jest na samej gó-- Justin przerwał mi, chwytając mnie w ramiona- Co ty kurwa robisz Bieber?- zaśmiałam się.

- Więc, spodziewałaś się, że będę ci kazał wczołgać się samej na górę?- zaśmiał się kładąc mnie na łóżku- Okey, pójdę zadzwonić do twojej mamy, posprzątać kuchnię i zrobić nam coś do jedzenia- krzyczał, zbiegając ze schodów.

Wow, kiedy stałam się taką szczęściarą i znalazłam takiego przyjaciela jak on? Uśmiechnęłam się lekko kiedy znowu przypomniałam sobie o wszystkich rzeczach, które dla mnie zrobił. Odblokowałam telefon i zaczęłam przeglądać nasze wspólne zdjęcia, które zrobiliśmy dzisiaj w szpitalu. Spojrzałam na nie, na wszystkich śmialiśmy się jak idioci, ponieważ byliśmy średnio śmieszni, jakkolwiek było to moje ulubione zdjęcie. Ustwiłam je jako tapetę i miałam juz zamiar wołać Justina, żeby zobaczył co zrobiłam kiedy wparował przez drzwi ubrany w różowy fartuch mojej mamy z dwiema miskami makaronu.

Uśmiechnęłam się- Cholera, co to wszystko jest?- poczułam zapach dania i pachniało bardzo dobrze.

- Domowej roboty makaron carbona zrobiony przez twojego przyjaciela- uśmiechnął się, klepiąc kołnierzyk swojej koszuli, postawiając tace z jedzeniem na łóżku przede mną.

Spróbowałam trochę- Kurde, Bieber! Gdzie się nauczyłeś tak gotować? - uśmiechnęłam się.

-Wiesz, nie miałem swojej najlepszej przyjaciółki kiedy byłem w trasie więc musiałem znaleźć coś dla zabicia czasu- uśmiechnął się do mnie, a później jego twarz nagle spoważniała.

- Oh, dzwoniłem do twojej mamy, mówiła coś, że jej piekarnia dostaje się do jakiegoś finału i walczą o jakąś nagrodę- wyglądał zmieszanie- Ale do rzeczy, mówiła że nie będzie jej przez kolejne dwa tygodnie, później powiedziałem jej o twojej nodze, cały czas powtarzała ' Mój Boże moje dziecko' ' Moje dziecko kochane'- udał głos mojej mamy- A później ja mówie, żeby się nie martwiła, że się dobrze tobą zaopiekuję, że złamałem już wcześniej noge i wiem jak sobie z tym poradzić, a ona że Justin jesteś moim wybawcą, tak bardzo za tobą tęskniłam, a później musiała sie rozłączyć bo ktoś rozbił szklankę czy coś w tym rodzaju- nie mógł złapać oddechu, po powiedzeniu tego wszystkiego- Wieć, wygląda na to, że zostaję z tobą przez kolejne dwa miesiące- uśmiechnął się.

- Świetnie- odpowiedziałam kiedy skończyłam jeść- Będę potrzebować kogoś, kto będzie mnie znosił i wnosił po schodach- zaśmiałam się.

- O, miło wiedzieć do czego chcesz mnie wykorzystać- również się zaśmiał.

- Zamknij się! Wiesz, że nie przeszkadza mi to, że tutaj zostaniesz- uśmiechnęłam się i rzuciałam w niego poduszką, spojrzałam w dół na mój bips- Jakim cudem robiłeś normalne rzeczy przy złamanej nodze? Mam na myśli, że ja potrzebuję pomocy we wszystkim- jęknęłam.

- Przyzwyczaisz się- zaśmiał się- Mówisz to do mistrza w robieniu rzeczy z gipsem, nawet z nim występowałem.

- Dobrze, doobrze, ale one są brzydkie, nie mieli już żadnych kolorowych- zaczęłam sie żalić- Wykorzystali wszystkie na małe dzieci- zaśmiałam się twardo.

Nagle Justin wstał- Bez obrazy czy coś, ale dziewczynoooo przygnębiasz mnie! - zaśmiał się- Przestań o tym myśleć, spójrz wciąż możemy mieć dużo frajdy nawet jeśli masz noge w gipsie. Zamówimy później jakąś pizze, ja stawiam, włączymy filmy.. i o hej masz jakiś mazak?!

Odwróciłam się do tyłu i wyciągnęłam z szuflady czerwony mazak, rzuciłam nim w niego- Tak, dlaczego?

Złapał go i usiadł szybko obok mnie na łóżku. Otworzył go i podpisał mój gips- Widzisz, teraz nie tylko będzie wyglądał mniej nudno, ALE kiedy go zdejmiesz będzie kosztował fortune!- zaśmiał się.

Wywróciłam oczami, kiedy wstał i zaczął szukać płyt- Przeboleję mój gips kiedy ty przestaniesz kochać samego siebie.- odpyskowałam i rzuciłam w niego poduszką.

- O nie! Mol-- uciął się kiedy podniósł jakąś płytę- Jasna cholera czy to Ekipa z New Jersey sezon 1?- powiedział to śmiertelnie poważnie.

- Tak, kocham to!- zaśmiałam się- A co?

- Jestem całkowicie od tego uzależniony!- wykrzyczał, podchodząc do odtwarzacza i wkłądając płytę do środka, kierując się w stronę łóżka z zaciśniętą pięścią.

Zmarszczyłam brwi- Usadź swoją dupę na łóżku zanim coś sobie zrobisz- uśmiechnęłam się.

- Zamknij sie! Najpierw oglądnę Jersey!- zaśmiał się, kiedy serial się zaczął, opadł na łózko obok mnie, a ja się o niego oparłam. Wow! Czy on ćwiczył? Przysięgam że czuje jego mięśnie przez tą koszulke. Cholera! Molly! Musisz skończyć z tym gównem, albo zrobisz coś czego będziesz żałować. Następną rzeczą jaką wiedziałam, było to że zaczynałam usywiać oparta o Justina.

**********************************************************************************

Trzask. Trzask. Trzask.

Otworzyłąm oczy i spojrzałam na zegarek, była 3 rano. O kurde musiałam zasnąć na Justinie! Czekaj, gdzie on jest?

Trzask. Trzask. Trzask.

Kurwa co to było?! Cholera czy ktoś próbuje się włamać do domu? Kurde gdzie jest Justin? Nie moge przecież walczyć z włamywaczem z tym bipsem.

-Justin?- wyszeptałam-  Justin jesteś tu? - żadnej odpowiedzi, tylko cisza. Przysłuchałam się, odgłosy dochodziły z mojego podwórka. Sięgnęłam po kule i doczłapałam się do okna. To był Justin, rozwalający wszystko moim kijem. Kurde, coś musiało się stać. Chwyciłam mocniej kule i podeszłam pod schody. To będzie trudne. Nagle wpadłam na pomysł. Zrzuciłam kule na ziemię na dole, zdrową nogę położyłam na poręczy i zjechałam po barierce na dół, zatrzmując się i nie sprawiając sobie przy okazji żadnego bólu. Podniosłam kule, udając się najpierw do kuchni po babeczkę, a później w stronę drzwi.

Rzuciłam nią w Justina, który przez ten cały czas wciąż rozwalał mój garaż, dokładnie jak ja miałam w zwyczaju to robić. Obrócił się razem z kijem na około, aby zobaczyć kto to był. Uśmiechnęłam się.

- Cholera jasna Molly! Dostałem prawie ataku serca!

Zaśmiałam się- Ja tak samo! Myślałam, że ktoś chce się włamać a ciebie nigdzie nie było. Nieważne, dlaczego niszczysz moje źródło rozładowywania gniewu?

Jego wyraz twarzy nagle spoważniał- Moja mama wczoraj zadzwoniła, muszę wracać jutro do Atlanty- wykrzyczał, kiedy rozwalił kawałek drewna na małe części.

7

- Ugh, kiedy twoja głowa stała się taka twarda- zaśmiał sie i wstał.
- Fair play- próbowałam się zaśmiać ale przez ból ie za dobrze mi to wychodziło.- A teraz pomóż mi wstać- powiedziałam grzecznie.

Podniósł większość mojego ciężaru i wstałam. Odszedł ode mnie na sekunde, sprawdzając czy mogę ustać na nogach, ale ból wrócił powodując rozdzielający ból.

Krzyknęłam- Aaaargh! Justin! To boli, to boli! - jęknęłam, próbując powstrzymać łzy, ale to nic nie dawało. Leciały po mojej twarzy tak jakby nie miało być jutra.

- Shh, shh jest okey- uśmiechnął się próbując rozłądować napięcie, kiedy chwycił mnie w ramiona i zaczął iść w kierunku frontowych drzwi. - Tak naprawdę żartowałem myślę, że muszę zabrać cię do szpitala. - lekko się zaśmiał.
- Justin! To nie jest czas na żarty! - krzyknęłam, ale powstrzymywałam niewielki uśmiech. - Czekaj, jak mamy dojechać do szpitala? Moje auto jest u Taylor, pamiętasz?
- Więc, podziękujesz mi później- powiedział, zabierając klucze do auta i otwierając drzwi wciąż mnie przytrzymywał jednym ramieniem. - Podskoczyłem po nie w drodze ze Starbucks- uśmiechnał się i posadził mnie na siedzeniu pasażera. Skrzywiłam się.

Obiegł auto, usiadł na miejsu kierowcy i już jechaliśmy na pełnym gazie. - Przypomnij mi, żebym nigdy nie pozwalała ci jeździć moim autem, Jezu złamałam noge nie jestem w pracy, nie potrzebuję tej szalonej jazdy- wykrzyczałam, kiedy Justin skręcił za rogiem i jechał z tą samą prędkością.

- Um, w przypadku jeśli nie słyszałaś, złamałem nogę na scenie, kiedy pojechałem do szpitala powiedzieli mi, że szybciej to zabandażują, albo zrobia cokolwiek co zwiększy szansę na leczenie w pełni i szybko. - uśmiechnał się triumfalnie.

Zaczęłam się histerycznie się śmiać.

- Co jest takie śmieszne?- zapytał troche zmieszany kiedy zatrzymał się na czerwonym świetle.- okey, albo śmiejesz sie z tego , że pomaga ci to radzić sobie z bólem, albo ... o mój Boże, Molly śmiejesz się z tego na scenie? - powiedział, próbując udawać zirytowanego.
- Przez to video śmieję się to teraz- powiedziałą, krzywiąc się bo ból wraca.
- Więc, to jest za to się ze mnie śmiejesz- zaśmiał się kiedy dojechaliśmy na parking szpitala. Zaparkował dokładnie przed wejściem.
- Oh, a teraz to co ma się dziać. Ja pobiegnę tam i wezmę wózek inwalidzki a ty, masz bardzo trudne zadanie, musisz otworzyć drzwi i na mnie czekać, myślę że dasz radę- zaśmiał się i wyciągnął klucze.
- Bardzo śmieszne Bieber, ale ile razy mam ci to powtarzać? To nie jest czas na żarty- wykrzyknęłam za nim, kiedy wybiegł po wózek.

Otworzyłam drzwi i widziałam jak biegnie w moim kierunku. Bez wózka.

- Woa, a teraz szpital używa niewidocznych wózków? - krzyknęłam.
- Oh, a ty możesz sobie żartować, a ja nie?
- Justin!
- Przepraszam! Nie mają żadnego, muszę cię zanie-- zatrzymał się, kiedy coś po lewej przykuło jego uwagę- Zostań tu- krzyknął po raz kolejny.
- O tak! Bo ja zamierzam uciec! - odkrzyknęłam. Co zamierzał wziąść?

5 minut później przyszedł, ze znakiem szminki na swoim policzku i czymś pod ręką.

- Wiesz, nie lubie tego wszystkiego, że ty możesz sobie żartować a ja nie- odkrzyknął, próbując udawać zirytowanego albo uśmiechniętego.
- Zapomnij o tym! Co do cholery się dzieje? Masz ślad pocałunku na policzku , powozik pod pachą i wciąż bez wózka.
- Mała zapomniana w złym humorze! Pozwól mi wytłumaczyć- zauważyłem dziewczynkę z koszulką Justina Biebera, jej mamę i młodszą siostre idących w naszym kierunku. Młodsza dziewczynka szła koło starszej, która zostawiaławolny wózek. - zaśmiał się tak jakby miał plan jak pozbyć się głodu na świecie.
- I ?!
- No i dziewczynka powiedziała że odda mi wózek jeśli pozwolę się pocałować, i pomyślałem, że to dobry układ.- uśmiechnął się.
- Wszystko co widze w tym twoim planie to, że dałeś się pocałować, a ja jestem wciąż bez wózka inwalidz-- zacięłam się,kiedy zorientowałam się o czym myśli. Olbrzymi uśmiech pojawił się na jego twarzy , ale ja pozostałam poważna. - Jeśli chodź przez sekundę pomyślałeś, że usiądę w tym dziecinnym wózku!
- Dobrze! Ale nie mogę cię tam zanieść, nie jesteś gruba, ale też piórkiem nie jesteś- powiedział , podczas gdy rozłożył ten wózek.

Niechętnie weszłam do wózka, z niewielką pomocą Justina.
Zawiózł mnie pod recepcję- Cześć- uśmiechnął się do młodej sekretarki, a ja wywróciłam oczami- Moja przyjaciółka wydaje się jakby złamała nogę.

Spojrzała w dół jakby z bólem. - Dobrze, teraz poprostu zawiozę twoją dziewczynę- obydwoje w tym samym czasie jej przeszkodziliśmy.

- Przyjaciółkę!- oboje krzyknęliśmy.

- Okey, więc zawiozę twoją PRZYJACIÓŁKĘ do prześwietlenia i założenia gipsu.- uśmiechnęła się- Justin chodź z nami- Przepraszam , tylko rodzina, przepisy szpitalne- uśmiechnęła się do niego przepraszająco. Odwróciłam się w jego kierunku, a on powiedział bezgłośnie- Będzie dobrze- Jakoś to pomogło.

3 godziny, 2 rentgenowskie i jedna odlewania gipsu, który szedł od czubków moich palców po 3 cm nad kolanem. Potem zawieźli mnie z powrotem do poczekalni, tym razem w wózku inwalidzkim ( inna pielęgniarka wzięła wózek) żebym mogła zobaczyć Justina. Przekazali mnie i wózek Justinowi.

- Fajny gips! - uśmiechnął się prowadząc wózek obok siebie. - Wiesz , w tej sytuacji możesz obejść się z eleganckimi dżinsowymi spodenkami, nie musisz kupować ich, możesz po prostu stare spod--
Nie pozwoliłam mu dokończyć- Przepraszam, ale czekam na mojego przyjaciela Justina, CHŁOPAKA- powiedziałam śmiejąc się.
- Bardzo śmieszne! Tutaj były tylko babskie magazyny do czytania! Poza tym, przyiozłęm cię tu, pocałowałem obcą dziewczynkę, żeby użyczyła ci wózka, czekałem na ciebie 3 godziny, teraz muszę cię odwieść do domu, i to jest wszystko jak mi dziękujesz? - wziął oddech, udając zranionego.
Zaśmiałam się, a on próbował odwieść mnie do szpitala- Aww, przepraszam- uśmiechnęłam się do niego- Ale naprawdę dziękuję ci za wszystko- pociągnęłam go w dół, tak że mogłam go przytulić.
- Oh nie ma problemu, jesteś moją najlepszą przyjaciółką, zrobiłbym dla ciebie wszystko- powiedział i popchnął wózek w stronę auta.

- Ooh, czekaj! - wykrzyknął kiedy nas zatrzymał- Jest perfekcyjny moment na zdjęcia specjalnie na twoją ściane- zaśmiał się i wyciągnął telefon.
- Żartujesz sobie?!
- Niee, przestań to jest całkiem śmieszny moment- uśmiechnął się, włączył na aparat, trzymał telefon przed nami włączając na odliczanie.
- Przypuszczam, że dzisiejszy dzień był całkiem śmieszny i nigdy go nie zapomnę- zaśmiałam się mysląc jak zabawnie dzisiaj było.
- Okey, a teraz uśmiechnij się i powiedz boma! - powiedział, i schylił sie za mną, więcbyliśmy tej samej wysokości.
- Boma? - próbowałam się nie śmiać.
- Best of mates always ( zawsze najlepsi kumple), przeczytałem to w Pony-Tastic, tak myślę. - również zaczął się śmiać.
Wybuchnęłam śmiechem, kiedy aparat zrobił zdjęcie. Wow miałam najlepszego boma na świecie.

6

Łzy spływały po moich policzkach, podczas gdy myślałam o wszystkich rzeczach, których dzisiaj doświadczyłam. Przytulił mnie jeszcze mocniej. Był taki ciepły. I ładnie pachniał. O nie! Molly! Prawie zostałaś zgwałcona i Justin z Ryanem cię uratowali, a wszystko o czym teraz myślisz to jak Justin pachnie?! O mój Boże! Justin!

Usiadłam i otworzyłam oczy- Boże, Justin wszystko w porządku?

Lekko się uśmiechnął- Jest dobrze, to nie mnie właśnie ktoś próbował zgwałcić, myślę, że właściwe pytanie to czy ty się dobrze czujesz?

Z jakiegoś powodu nadal płakałam. Ale się uśmiechnęłam- Wszystko okey, na prawdę, chcę tylko o tym zapomnieć- popatrzyłam w dół, odrywając lakier z paznokcia na kciuku.

Justin złapał moje ręce i patrzył mi się prosto w oczy- Zanim o wszystkim będziesz chciała zapomnieć pozwól mi powiedzieć jedną rzecz. Tak cię przepraszam, że cie zostawiłem. Nigdy nie powinienem tego zrobić. Mam na myśli, że jeśli bym tego nie zrobił nie byłoby nas tutaj, ja tylko poszedłem po drinki, a Taylor już była wokół mnie, jedną rzecz jaka wiedziałem, to to że będzie się do mnie przystawiać. Ale zorientowałem się co robię. Mam na myśli, że IQ tej dziewczyny jest mniejsze od jej rozmiaru buta, a ja nienawidze takich ludzi. Więc odwaliłem ją od siebie i poszedłem cię szukać. Ale NA PRAWDĘ musiałem sikać więc poszedłem do góry, wysikałem się i szedłem korytarzem, kiedy obok drzwi zauważyłem ... tą sytuację i .. I usłyszałem jak coś warknęło i zobaczyłem ciebie, całą zdenerwowaną. Ale bardzo cię przepraszam, że zostawiłem cie. Na prawdę.- powiedział to wszystko na jednym wydechu, więc kiedy skończył wziął jeden ogromny wdech.

- Wow, dziękuję Bogu, że zachciało ci się sikać- powiedziałam , śmiejąc się.

Parsknął śmiechem i obydwoje wstaliśmy- Typowa Molly, nawet z najgorszej sytuacji, potrafi zrobić żart. - trochę się zakołysałam i wyszłam z pokoju, nadal trochę podpita. Justin zaśmiał się i położył rękę na mojej tali, aby mnie podtrzymać. Zabrałam mały kieliszek ze stolika kiedy szliśmy po schodach i go wypiłam. Byłam szczęśliwie upita i musiałam nacieszyć się szczęściem. Wyciągnął pustą szklankę z mojej ręki i wyrzucił gdzieś za siebie- Myślę, że dzisiaj już wystarczająco wypiłaś Molly- powiedział, wyciągając mnie na zimno, zaczęliśmy iść do domu. Alkohol cały we mnie skakał, kiedy szliśmy pustymi ulicami. Była może 2 nad ranem  więc ulice były umarłe. Wymijałam ulice, kołysając dłonią Justina. Szedł koło mnie, śmiejąc się ze mnie. Rozmawialiśmy o dawnych czasach, o tym jak silna musiałam być, żeby odepchnąć od siebie Donnego i jak dobre były uderzenia Justina.

Zatrzymałam się i wzdychnęłam.- Jest na prawdę śliczna noc- uśmiechnęłam się, patrząc w gwiazdy- Popatrz na te wszystkie gwiazdy, są takie piękne- uśmiechnęłam się, kładąc się na środku ulicy, pociągając za sobą Justina. Uśmiechnął się, kiedy tak siedzieliśmy, patrząc się w gwiazdy i trzymając za dłonie.

- Wiesz Molly, jesteś zabawnie upita, zabawnie to tak ogólnie, nie myślałem, że mogę aż tak za tobą tęsknić-  uśmiechnął się do mnie.

- Aww, jesteś słodki- wyszeptałam, wykręcając na swojej twarzy ogromny uśmiech. Wybuchnęliśmy śmiechem.- Czekaj, czekaj, powinnam zrobić kilka nowych zdjęć na ścianę, to z Cassie jest przygnębiające. Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam telefon- Uśmiech!

Spędziliśmy ponad półtorej na samym robieniu zdjęć. Jedno kiedy się śmialiśmy, jedno z robieniem dziwnych min, jedno z moją pozą, jedno z nim pozującym, jedno kiedy udawałam, że całuję go w policzek, jedno kiedy on udaje, że całuje mój. Znowu leżeliśmy na ziemi. Odwróciłam w jego kierunku głowę i zobaczyłam, że ma na całej koszulce mój tusz, wtedy kiedy jeszcze płakała.

- O mój Boże.. Justin.. masz na sobie, wszędzie mój tusz.. tak mi przykro- mówiłam zadławiając się między słowami, w końcu skończyło się na tym że zaczęłam płakać.

Justin znowu wybuchnął śmiechem- Wiesz.. - zatrzymał się, pomagając ocierać mi łzy- Bycie upitym, przez dziewczynę, która jest moją najlepszą przyjaciółką, ma swoje złe strony.- zaśmiał się- A teraz chodźmy, jest już prawie 3 nad ranem.

- Nieeee, jest zbyt zimno, a ja jestem zbyt zmęczona, żeby dojść do mojego domu- jęknęłam.

Podszedł do mnie, ściągnął swoją bluzę i założył ją na mnie- A teraz na mnie wskakuj i zapewnię ci świnko powrót do głowy- powiedział zginając się, więc prawdopodobnie miałam wskoczyć.

- Dziękuję ci- powiedziałam w momencie kiedy go przytuliłam, niósł mnie przez ulicę. Był taki ciepły, a jego bluza pachniała jak on. To było takie comfortowe. Następnej rzeczy jakiej byłam pewna, to to że prawie zasypiałam.

                                                              **************************

Jęknęłam. Oczywiste było, że moja mama nie miała kaca, kiedy projektowałamój pokój, tak aby jedna ściana wykonana była całkiem ze szkła. Mój pokój zalany był światłem. Pulsowała mi głowa. Ziewnęłam, kiedy siadałam na łóżku. Lekko otworzyłam jedno oko i spojrzałam w dół, kiedy uświadomiłam sobie, że wciąż mam na sobie bluzę Justina. Nagle zauważyłam coś na moim czole. Karteczkę. Co. Do. Cholery.

Ściągnęłam ją i zaczęłam czytać w drodze do łazienki, aby umyć twarz i zęby.

~ Poszłem po kawę, będę niedługo. Justin x

Weszłam do łazienki. Fuu, wyglądam jakbym umarła.Umyłam zęby, twarz i nałożyłam trochę świeżego make-up'u. Zostawiłam włosy tak jak były, zawinięte w lekkie fale. Później przebrałam się w dżinsowe spodenki, jeden warstwowy żółty top i jeden zielony, zabrałam się za purporowy sweter i dopasowanie conversów. Tak, lubie rażące kolory.

Następnie sprawdziłam telefon. Cholera, obym go nie miała.

Jedna nowa wiadomość - Hej dziwko, kto by pomyślał, że masz coś takiego w sobie. Słyszałam o słodkim czasie jaki spędziłaś z Donnym. Ha-ha zasługujesz na to, mała.- Layla.


Suka. To jest właśie to czego nie potrzebowalam.Wyrzuciłam teefon na łóżko. Miałam takdużo agresji w sobie i musiałam pozwolić jej opuścić mnie. Zbiegłam na dół i wzięłam mój kij basebollowy z szafki.

Kiedy moi rodzice się po raz pierwszy rozeszli miałam dokładne problemy z gniewem. Więc kiedykolwiek coś mnie denerwowało brałam mój zaufany kij, szłam do rozwalić na kawałki jakieś bzdurne rzeczy, które trzymaliśmy w garażu. To zawsze pomaga.

Wlączyłam teenagers w wykonaniu My Chemical Romance na ipodzie na cały głośnik i zaczęłam rozbijać kilka drewnianych rzeczy. Robiłam to przez dobre 10 minut, kiedy poczułam jak coś uderza w moje plecy. Spojrzałam w dół, żeby sprawdzić co to było, a na ziemi leżał muffin. Upuściłam swój kij i wylączyłam ipoda, wkładając go do kieszeni spodni. Schyliłam się żeby go podnieść. Był z Starbucks. Lekko się zaśmiałam.
- Justin? - wykrzyknęłam, kiedy obkręciłam się w kółko patrząc na ogród. Znowu się zaśmiałam- Justin, możesz już wyjść, odłożyłam kij.

Nagle głowa Justina wyłoniła się z drzewa. Zeskoczył na ziemię, podszedł do mnie bacznie obserwując stos drewna.  Wyszeptał- ... to .. trochę bałaganu tutaj wyrządziłaś. Wiesz, jak przerażająco wyglądasz z tym kijem? - zaśmiał się- Wieć dlaczego rzwalasz całe to gówno?

- Layla dowiedziała się o ostatniej nocy- odpowiedziałam, podnosząc kij i rozwalając kolejną drewnianą rzecz- Napisała do mnie wczoraj w nocy, jest taką suką! Ręce mi się trzęsną, a dzisiaj napewno nie będzie dobrym dniem, już to mogę powiedzieć. A i Bieber gdzie jest ten Starbucks? - teraz naprawde rozwaliłam większość tych bzdur z drewna.

Justin pozwolił mi dokończyć i powoli wyciągnął mi kij z rąk. - .. tak lepiej. Oh jest w twojej kuchni. Twoja mama ucięła dla nas kolejną część mojej głowy do jedzenia- zaśmiał się.

Weszliśmy do kuchni gdzie stała mama trzymając dwa kawałki ciasta Justina na talerzykach Justina Biebera. - Więc dzeciaki, tu jest dla was ciast. Molly idę na cały dzien do Andrey , dzwon do mnie jesli czegos bedziesz potrzebowała. A Justin, ty mozesz zostać jak długo tylko chcesz- uśmiechnęła się i wyszła.

- Nie zamierzam tego zjeść- powiedziałam patrząc na ciasto - to jest .... dziwne!- skubnęłam ciasta.

- Oh Fraser! Czy ty właśnie nazwałaś moją twarz dziwną ? -  stał na przeciwko mnie , żartobliwie się we mnie wpatrując.

- Umm taaak, myślę że właśnie to zrobiłam, Biebera- posłąłam mu uśmiech, stając przed nim, tak że wpatrywaliśmy się sobie prosto w oczy.

- Odszczekaj to Fraser- powiedział, próbując powstrzymać śmiech.

- Zmuś mnie- wykrzyczałam mu w twarz, również próbując się nie śmiać.

Kolejną rzeczą jaką wiedziałam to to, że właśnie wziął trochę ciasta i wsmarował mi je w twarz.

- Oh. Ty. Tego. Nie. Zrobiłeś- powiedziałam, powoli próbując wziąść oddech kiedy się uspakajałam.

- Tak, ja to zorbi-- nie pozwoliłam mu dokończyć, szybko wzięłam garść mojego ciasta i wtarłam mu w jego włosy.

- Wiesz co myślę, o dotykaniu moich włosów- powiedział, zwężając brwi - Oh! Fraser! Módl się, żebyś tego nie zrobiła.

Kolejną rzeczą jaką wiedziałam to to, że biegaliśmy wokół kuchni rzucając w siebie wszystkim co tylko znaleźliśmy: ciasto, mąka, cukier, Starbucks'y, muffiny, ketchup, wode, dosłownie calą moją kuchnię. Byliśmu cali od stóp do głów w jedzeniu. Justin podniósł mnie i posadził na ramionach i zaczął biegać po całej kuchni ze mną.

Piszczałam ze śmiechu- Justin Drew Bieber! Puść mnie!

On również się śmiał- ty nie użyłaś właśnie mojego drugiego imienia, Molly Muriel Fraser!- wykrzyknął puszczając mnie, automatycznie pobiegł na drugą stroę wyspy, którą zrobiliśmy na środku kuchni.

- Ty debilu- wykrzyknęłam śmiejąc się, chciałam obiec całą 'wyspę' i wetrzeć mu trochę ciasta we włosy, ale poślizgnęłam się na jakimś gównie i spadłam, wykrzywiająć się w przedziwny sposób. Krzyknęlam z bólu.

Justin spoważniał- woah, Molly wszystko w porządku? - troska pojawiła się w jego oczach. Ale kiedy chciał do mnie podbiec, też wywrócił się na cieście i wylądował na mnie.

- Oooh, Bieber! Ile ty docholry ważysz ? - mruknęłam, kiedy trochę ze mnie zszedł.


Podniósł się, tak że unosił mnie. Byliśmy twarz w twarz, spoglądając głeboko w swoje oczy. Leżeliśmy tak przez kilka sekund tylko spoglądając sobie w oczy. Cholera miał piękne oczy, jego twarz była przepiękna, oczywiśćie jeśli spojrzymy w przeszłość kiedy jedzenie nie było na niej rozmazane. Nasze twarze coraz bardziej się do siebie zbliżały, dotąd aż nasze nosy praktycznie się stykały. Wszystko dookoła nas, cały bałagan, muzyka grająca w radio, pzeraźliwy bół w mojej nodze, wszystko tonagle znikło.

Do czego on zmierza? Nie. Molly nie bądź głupia. Ale dlaczego sie nie odsunął. Może czeka na mnie? Nie! Jest moim przyjacielem. Najlepsi przyjaciele się nie całują. Tylko w policzek. A to zdecydowanie nie jest miejsce gdzie jego usta się zbliżają.

Nagle ból w nodze powrócił i powróciłam do realności. -arrgggh, myślę, że złamałam noge- powiedziałam w bólu, siadając, uderzająć w czoło Justina.

Nieźle Molly ...


@Kidrauhl_love32

5

Ten moment został przerwany przez Taylor, która otworzyła nam drzwi w bikini. Za wielka dziwka?

- Justin!- zapiszczała i go przytuliła, rozłączając nasze dłonie- To cudownie znowu cię widzieć, to chyba pierwszy raz od wieczności- zaśmiała się. Następnie odwracając głowę w moją stronę, skrzywiła ją z dezaprobatą- Co do cholery to tutaj robi?- zrobiła jeden krok bliżej mnie, gapiąc się. Zmarszczyłam brwi, kierują jeden krok w jej stronę, nasz nosy prawie się stykały- Jestem z Justin'em, ma drugie zaproszenie- posłałam jej fałszywy uśmiech, kręcąc głową.

- Woah, woah, dziewczyny, nie walczcie ze sobą- powiedział, automatycznie odciągając mnie od niej- Taylor zaproponowałaś mi jedno dodatkowe zaproszenie, więc zabrałem ze sobą najlepszą przyjaciółkę- triumfująco się do niej uśmiechnęłam- Ale to jest jej impreza, więc Molly,bądź miła- uśmiechnął sie od mnie.

- Wejdź Justin- powiedziała, śmiejąc się do niego. Później odwróciła się do mnie, a jej pomarańczowa twarz skwaśniała - Lepiej będzie jeśli ty też wejdziesz.

 Justin złapał znów moją dłoń, a ona, wprowadziła nas do swojego głupio wielkiego domu. Wylewał się alkoholem i był przepełniony upitymi, tańczącymi nastolatkami, pocierając się. W zasadzie to moje wyobrażenie piekła. Zaprowadziła nas do środka, kiedy jakiś gość podniósł ją i wsadził na ramiona, śmiejąc się wbiegł do basenu trzymając ją dalej na sobie.

- Woow.. To jest na prawdę... Coś - powiedziałam, patrząc się wokół nad wszystkich.

- Daj spokój, daj im szansę. Byłaś na takich przyjęciu wcześniej?

- Więc, nie ale---

- A no właśnie, więc nie oceniaj ich- powiedział, dumnie się uśmiechając- Poczekaj tutaj chwilę, ja pójdę przynieść nam jakiegoś drinka, musisz trochę się wyluzować- powiedział śmiejąc się, odwrócił się chcą już iść, zanim pozwoliłam mu puścić rękę przyciągnęłam go z powrotem do siebie.

- Czekaj, czekaj, jeśli obydwoje będziemy pić to kto nas odwiezie?- zapytałam się.

- Oh, twój dom jest tylko około 15 minut stąd, odprowadzę cię do domu, a auto odbierzemy jutro czy coś- krzyczał, idą gdzieś i puszczając moją rękę, zniknął w tłumie.

Świetnie, teraz zostałam całkiem sama. Stałam w rogu, patrząc na swoje dłonie, nigdy nie zdawałam sobie sprawy jak puste były moje ręce bez Justin'a. Molly! To twój przyjaciel, musisz się opanować. Potrząsnęłam głową, kiedy Ryan wszedł ze swoimi przyjaciółmi oraz Danny. Ryan nie rozmawiał ze mną od kiedy zaczął umawiać się z Laylą, a z Dannym na prawdę nie rozmawiałam, nie był z żadnej z moich klas, wykluczając klasy do odrabiania prac domowych. Raz się do mnie odezwał, ale po to żeby zapytać się, jak przeliterować słowo ` traktor`. Również myśli, że Miley i Hannah to dwie inne osoby. Co. Za. Dupek.

- Molly! - krzyknął i mnie przytulił. - Minęło tyle czasu od kiedy z tobą nie rozmawiałem, przepraszam, Layla  powiedziała, że nie mogę z tobą rozmawiać.- powiedział potrząsając głową.

- Oooczywiście- powiedziałam, kiedy mnie uwolnił z uścisku- Widzieliście może Justina? - zapytałam, patrząc się wokół niego.

- Nie, sory- powiedział przepraszająco- Molly Fraser chciałbym, żebyś poznała Danny'ego Sullivan'a- uśmiechnął się, kiedy Danny mnie przytulił.

- Um, hej Donny- uśmiechnęłam się.

- Lubi cię- Ryan wyszeptał trochę niewyraźnie do mojego ucha, podając mi czerwoną szklankę z alkoholem w niej. Przełknęłam to, powinnam mieć na dzisiaj trochę holenderskiej odwagi. Wow, cokolwiek to było, było silne, Jezu mogłeś tego użyć do lekkiej arby. Nie jest ciężko mnie upić, jestem cienka.

- Wyglądasz dzisiaj bardzo ładnie- powiedział nieśmiało do mnie, kiedy rozglądałam się za Justinem.

- Dziękuję- uśmiechnęłam się. Był nawet trochę słodki. Co do cholery odstawiał z tym, że ze mną rozmawia, mam na myśli Chaz Sommers nie chciał być nawet ze mną widziany.- Podoba mi się twoja koszula- odpowiedziałam.

Nagle zobaczyłam Justina siedzącego na sofie po drugiej stronie pokoju. Z Laylą na jego kolanie. Flirtował z nią. Męska dziwka.

Rzeczywiście się nie zmienił. Czułam się jak idiotka. Wyciągnęłam z jego ręki kieliszek i wypiłam to co tam było. Boże, to było dwa razy mocniejsze niż moje. Otworzyłam oczy, miałam zamazany obraz i kręciło mi się w głowie. Zachichotałam i bekłam.

- Oops.- zaśmiałam się i popatrzyłam na niego.

- Woah, miej się tutaj na baczności- powiedział, patrząc w dół w moje oczy. Miał śliczne oczy. Bóg wie, co mnie napadło, ale nic mnie nie obchodziło tylko go pocałowałam. Ciągnął to przez około 10 minut, kiedy przerwał, żeby wziąść oddech, kiedy zaczął mnie prowadzić do schodach. Cały pokój wirował, muzyka, ludzie, wszystko było zamazane. Podniosłam kolejną szklankę i ją wypiłam., kiedy Donny wprowadził mnie do pustego pokoju. Zachichotałam- Wiesz Donny, nigdy nie przypuszczałam, że jesteś taki słodki- wyszeptałam mu do ucha, kiedy przysunął mnie bliżej do siebie.

- Taaak, a ja nie przypuszczałem, że jesteś taka gorąca.- mówił pomiędzy pocałunkami składanymi na moich  ustach, pociągając mnie do łóżka. Położył mnie na nim siadając na mnie. - Ale wiesz, myślę że seksowniej będziesz wyglądała bez tych ubrań- wyszeptał. Zaśmiałam się, przykładając jego twarz z powrotem do mojej. Był kurwą, ale bycie tutaj z nim uśmierzało ból jaki czułam kiedy Justin mnie zostawił, podczas gdy obiecał, że tego nie zrobi, tylko po to, żeby zabawić się z tą dziwką.

Nagle Danny położył ręce pode mną, chcą rozsunąć mój zamek. Zorientowałam się co robi- Nie, Donny, nie!- Powiedziałam, próbując zepchnąć go ze mnie. Ciągle zmuszał mnie do pocałowania go, nie chciał ze mnie zejść, wszystko co robił, robił to coraz mocniej. Cholerna piłkarska siła. - Dann! Złaź kurwa ze mnie!- krzyczałam, a łzy wylewały się z moich oczu. Ale on wciąż mnie trzymał, całując mnie. Nagle usłyszałam, że ktoś wszedł do pokoju.

- Co się tutaj kurw-- kimkolwiek byli, zacięli się, kiedy zorientowali się co się dzieje- Zabierzcie go kurwa z niej!

To był Justin. Ściągnął go ze mnie, wyrzucając go na podłogę i kopiąc. Później Donny zaczął z nimi walczyć i całe piekło się rozpoczęło. Nagle zobaczyłam Ryana przechodzącego koło drzwi- Ryan!- krzyknęłam, wstając i próbując zapiąć zamek.

- Molly?- popatrzył się, wchodząc do pokoju. - Co kurwa? - zapytał się, kiedy zobaczyłam Justina i Donnego walczących Próbował ich rozdzielić, ale bardzo się ` napalili `. - Emm, mała pomoc?- krzyknął. Trudno było go usłyszeć przez rzucane obelgi Justina na Donnego, ale ja słyszałam.

Pociągnęłam Justin za talię, a Ryan przyciągnął Donnego do ziemi.

- Co do cholery się tutaj dzieje? - krzyknął.

- Ten dupek próbował zgwałcić Molly! - Justin krzyknął.

Ryan spojrzał na mnie, a następnie na Donnego, który patrzył haniebnie w inna stronę. Podniósł go i przyciągnął do ściany.- Czy to jest prawda?- wykrzyknął mu w twarz. Donny wyglądał teraz na autentycznie przerażonego. Nic dziwnego, Ryan był ogromny i pokryty mięśniami. Ale zasłużył na to.

- No taak, ale gościu, ona sama zacze--- . - nawet nie zdążył dokończyć tego co chciał powiedzieć, kiedy Ryan uderzył go w twarz. Donny upadł na podłogę,  z przynajmniej złamanym nosem, zamierzał mieć nieźle podbite oko w poniedziałek.

- A teraz kurwa spadaj stąd, zanim złamię ci każdą najmniejszą kość w twoim ciele, jedną po drugiej, kawałku gówna.- wykrzyknął. Było to trochę straszne więc odsunęłam się. Justin objął mnie wspierająco. Donny wypaplał coś nie mogąc złapać oddechu, kiedy wyszedł jego koszula była cała w krwi, a twarz była opuchnięta.

Następnie Ryan podbiegł do mnie i przytulił. Kurde, tęskniłam za nim. - Molly przepraszam, nigdy nie powinienem cię z nim zapoznawać, kurde Mol-- nie dałam mu dokończyć, kiedy oddałam mu uścisk. - Hej Ryan, to nie była twoja wina, nawet na sekundę tak nie myśl.- uśmiechnęłam się do niego, kiedy pozwolił mi odejść.

- Jeśli będzie się z tego naśmiewał, używał przeciwko tobie czy nawet będzie się do ciebie dostawiał, powiedz mi o tym, okej?- kiwnęłam głową, uśmiechając się, to było miłe jak był taki opiekuńczy. Może jest dobrym chłopakiem.

- Załapałam- zaśmiałam się- Ale hej, miła praca w zespole pomaga złamać innych. - uśmiechnęłam się, podnosząc rękę do góry, czekając aż przybije mi piątkę.

- Cholera masz rację, dobra robota, nie myślałem że jesteś taka silna- zaśmiał się i przybił piątkę.

- Dobra, muszę iść wypić coś po tym wszystkim- podszedł do drzwi- Do zobaczenia w poniedziałek- chwycił drinka, który leżał na półce i zbiegł po schodach.

Teraz byłam tylko ja i Justin. On wciąż trzymał rękę wokół mojej tali, ale odwrócił głowę patrząc się na mnie, z przepraszającym wzrokiem. Boże za co on chciał mnie przepraszać?!

- Molly  -  zanim jeszcze mógł cos powiedzieć, uścisnęłam go mocno, przetarł po moich kręgach na plecach ręką.

Kurde. Za bardzo lubiałam sposób w jaki przytula.

4


-Histerycznie i sargastycznie się zaśmiałam- Czy to ma być rodzaj jakiegoś żartu?- powiedziałam , otwierając szeroko oczy.

- No nie, popatrz na tekst wiadomości, widzisz? - powiedział, pokazują mi smsa.

- Nie chodzi o tekst! - odpowiedziałam, wyrzucając jego rękę- Myślę, że dalej nie rozumiesz. Taylor Thompson to najleoszy przyjaciel Layli. Jestem pewna, że ta dziewczyna ma mniejszy mózg od robaka, ale jest geniuszem jeśli chodzi o nienawiść do mnie. Justin nie mogę iść, oni chcą, żebyś zabrał jakąś super szczupłą super gwiazdę a nie dziwaka. A poza tym nie mam nic co mogę włożyć. Jeśli nie chcesz, żebym wyszła w jeansach i trampkach. - jestem pewna, że właśnie w środku się załamuje. Jezus, mogłabym teraz być i leżeć obok Cassie.

Justin się śmiał, położył ręce na moich ramionach i potrząsnął mną.- Ziemia do Molly! Po pierwsze idziesz ze mną, bo mam wziąść przyjaciela, a tutaj mam tylko ciebie.

- Oh, to o wiele lepiej, że musisz mnie wziąść ze sobą- usiadł ze  mną na łóżku dalej trzymając dłonie na mnie i wptrując się prosto w moje oczy- Molly nie chciałbym iść z nikim innym, tylko z tobą. Jesteś moją przepiękną i cudowną najlepszą przyjaciółką. - uśmiechnął się. Czy on właśnie powiedział przepiękną, woah to nowa rzecz, zaledwie 5 lat temu musiałam go przekonywać, że nie mam urody. - I nie ma problemu z stojem, jeśli nas podwieziesz pod centrum handlowe mogę ci kupić jakiś ładny ciuch i make- up czy coś co nakładasz na twarz- zaśmiał się. Wiec ja, zawsze zapominałam, że jest chłopakiem, zawsze postrzegam go jako mojego najlepszego przyjaciela.

- Justin to na prawde słodnie i w ogóle, ale jeśli, i to duże jeśli pójdę z tobą to sama sobie coś kupie mam pieniądze i - zatrzymał mnie.

- Po pierwsze patrzysz właśnie na sensację nastolatków Justina Biebera, sprzedałem około 20 milionów płyt, sądzę, że mogę pozwolić sobie na kupienie ci sukienki. Poza tym musisz być na moim poziomie, jeśli mam cię trzymać przy sobie całą imprezę. - zaśmiał się i potrząsnął swoim wyimaginowanym kołnierzykiem.

- Jesteś, aż taki pewny siebie? - odpowiedziałam i potargałam jego idealną fryzurę.

Nagle moja mama wtrargnęła do pokoju- Nigdy nie uwierzycie co znalazłam w sklepie, popatrzcie- powiedziała i pokazała nam na czym leży ciasto. Plastikowe talerzyki z Justinem Bieberem, wiecie takie które są na przyjęciach urodzinowych. Justin i ja patrzyliśmy się w to w ciszy przez mniej niż minutę, keidy przeewałam chwilę niezręczności.

- To jest to! Narysuję tutaj linię. Mamo ja i mój normalny przyjaciel idziemy na zakupy, a później na imprezę- pociągnęłam go za sobą i doprowadziłam do auta. Mam już wszystko, włożyłam klucze do stacyjki kiedy poczułam coś słodkiego.

- Justin! Co ty jesz? - zapytałam się go jak małe dziecko, swężająć brwi.

Justin siedział w fotelu niezręcznie się kręcąc. - Justin! Mówię kolejny raz, co ty jesz?

Podniósł talerzyj z kawałkiem ciasta- Moją twarz- powiedział cicho. Oboje wybuchliśmy śmiechem, kiedy dojeżdżaliśmy do sklepu.

Spędziliśmy 2 godziny chodząc po różnych sklepach. Zabierała kilka z nich podczas gdy Justin oglądał je zmeiszany. Nie lubiałam tego przyznawać, ale mam dziewczęcą stronę.W tym momencie się przydała. Przymierzałam wszystkie sukienki, następnie modelując je na sobie, później Justin powiedział mi, że patrzy na nie z męskiego punktu widzenia. Spróbowałam jedną z odsłoniętymi barkami, która zatrzymała się w połowie moich ud. Spojrzałam w lustro, pokazywała moje szczupłe nogi i sprawiała, że moje piersi wyglądały na prawdę dobrze. Uśmiechnęłam się i odsunęłam zasłonę, pokazując się Justinowi.

- I jak?- powiedziałam, nerwowo przygryzając usta.

Jego oczy prawie wyskoczyły mu z głowy- Wyglądasz sekso-- poprawił się- Mam na myśli, że ta sukienka jest bardzo ładna. - zaśmiał się. Spojrzałam w dół rumieniąc się.

- Chciałem powiedzieć, wow Molly całkowicie- znowu się powstrzymał.- Uh, lepiej pójdę poczekać na ciebie- niezręcznie się do mnie uśmiechnął i poszedł. To było dziwne.

Poszłam przebrać się w moje normalne ciuchy. Justin czekał w holu, a jego twarz był trochę czerwona. Zaśmiałam się, typowy facet. Po 10 minutach argumentacji, ewentualnie pozwoliłam zapłacić mu za sukienkę, sztuczne rzęsy, nowy lakier do paznokci, workowatą torebkę i szpilki na platformie.

- Molly, teraz będziesz wyglądała jak prawdziwa dziewczyna. - zaśmiał się.

Uderzyłam go w ramię- Zamknij się- uśmiechnęłam się kiedy masował miejsce w które go uderzyłam.

Poszłam wziąść torby od sprzedawczyni, ale Justin podbiegł i wziął je pierwszy. - A-a jestem dżentelmenem.

Wywróciłam oczami, podążając za nim kiedy szedł spowrotem do auta. - Nie jestem tylko jedną wielką piłką zrobioną z tandetnych stereotypów- droczyłam się kiedy usiadłam na miejscu kierowcy.

Zaśmiał się- Zamknij się, kochasz to.

- Gdzie jest nowy Justin? - uśmiechnęłam się wyjeżdżając z parkingu.

Wskazywał mi kierunki gdzie mam jechać, następnie włączył radio. Skarbie przestań.

- Ewww, wywal to gówno z siebie- zażartowałam.

- Ehh, to gówno zapłaciło dzisiaj za cały strój jaki masz na sobie dzisiaj.

- Uczciwa gra Bieber- zaśmiałam się, kiedy podwiozałam go do domu. Wysiał i podszedł do moich drzwi. Odsunęłam szybę.

- Okey, więc przyjdź do mniej za godzine i zawiozę nas na miejsce, załapałeś?

- Załapałem- zaśmiał się- Do zobaczenia później- wykrzyknął idąc w stronę swojego domu.

Przyjechałam do domu, zaczynając się przygotowywać. Wzięłam prysznic, pomalowałam paznokcie na rażący niebieski, zakręciłam moje długie brąz włosy w lekkie fale, założyłam sukienkę i szpilki. Wciąż miałam jeszcze 10 minut, więc włączyłam Ipoda.  Przyszedł. Zaczęłam tańczyć wokół pokoju, wirując i kopać śmieci. Moje serce śpiewało, masz mnie.

- Ehmm- Justin odchrząknął, stoją w drzwich spróbując powstrzymać śmiech.

- Słyszałeś o pukaniu?- powiedziałam zakłopotana, podchodząc do łóżka po torebkę.

- Wow, nie rób tego chociaż dzisiaj- zaśmiał się.

- Zamknij się- wykrzyknęłam uderzając go, poszliśmy do mojego samochodu.

Mieliśmy już wsiadać do auta kiedy się zatrzymał- Woah Molly wyglądasz... jak dziewczyna.

Zmarszczyłam brwi- Bardzo dziękuję- powiedziałam śmiejąc się, weszłam do samochodu.

- Nie, miałem na myśli, że wyglądasz na prawdę seksownie- chwilę myślał nad tym co powiedział, włożyłam kluczyki do stacyjki- Czyli chodzi o to, że .. wyglądasz jeszcze piękniej niż zawsze- zaśmiał się zmieszany.

- Dziękuję- uśmiechnęłam się kiedy wyruszyliśmy.

Byliśmy pod domem Taylora. - Wieć, to tutaj- powiedziałam drżącym głosem, co miało znaczyć to co właśnie on zrobi. Justin zadzwonił do drzwi.

- Hey, nie zamierzam cię spóścić chociaż na minutę, rozumiesz?- uśmiechnął się sedecznie, wyciągając rękę, czekając aż ją chwyce. Uśmiechnęłam się i ją złapałam. Scisnął ją uspokojająco, podczas gdy całe serce mi waliło, zanikł uśmiech. Jestem pewna, że czuję iskry. Uh ...

3


- Więc... co się stało.... z resztą gangu? - powiedział.

- Masz na myśli Chaz i Ryan?
Pokiwał głową.

- No oni dalej tutaj chodzą i w ogóle, ale po wszystkich plotkach które rozpuszczała Layla o mnie nie chcą nawet być ze mną widziani.- Popatrzyłam w dół. To wciąż było bolesne.

- Czy ty sobie ze mnie żartujesz ? Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.- popatrzył się na mnie z bólem.

- Wiem, a teraz .. widzisz tych gości siedzących przy stoliku niedaleko nas cali w śmiechu?

- Tych w kaskach piłkarskich ?- powiedział się, śmiejąc się.

- Tak, to Ryan Butler, gwiazda rozgrywająca w szkolnej drużynie piłkarskiej.. I Layli Gordon chłopak- potrząsnęłam głową.

- Czekaj to jest Ryan? Hmm nie miałby tak wielu przyjaciół, jeśli wiedzieliby że moczył się do 10 roku życia- zaśmiał się.

- Czekaj, czekaj to się robi ciekawe- teraz ja się zaśmiałam.

- Widzisz tego gościa w okularach i inhalatorem zawieszonym na szyji?

- Tego z brązowymi włos-- skończył, a przez jego twarz przebiegł ogromny uśmiech- To jest Chaz?- zapytał, próbując powstrzymać sie od śmiechu.

- Taa, a chcesz poznać najśmieszniejszą część? On myśli, że jest zbyt fajny, żeby ze mną rozmawiać.

Jego twarz wróciła do bardzo poważnej- Seryjnie? Ten człowiek który nosi inhalator na szyji jako naszyjnik uważa, że ' jest zbyt fajny dla ciebie'. Wow nigdy nie myślałem, że może być takim dupkiem- wykrzywił twarz.

- Właśnie, witaj w świecie w jakim mnie zostawiłeś- uśmiechnęłam się sagastycznie- Oh hey, masz dwa ostatnie okresy za darmo?

- Oczywiście- zaśmiał się.

- Więc zgaduje Panie Bieberze, że teraz jesteśmy wolni- uśmiechnęłam się. Wyszliśmy zza drzwi na parking.

- Gdzie jest zaparkowane twoje auto?- krzyknęłam za siebie, a Justin podążał za mną, jak mała zagubiona dziewczynka.

- No wtedy nie mieliśmy żadnego auta, którym mógłbym przyjechać tutaj więc van mnie podwiózł, ale byłem zdziwiony.

- Zgaduje, że to ja cię właśnie ratuje od samego szatana- zaśmiałam się naciskając klamkę samochodu- Wsiadaj- wrzuciłam swoją torbę na drugie siedzenie z tyłu i zapięłam pas.

- Niezłe auto, jest dosłownie taie same jak miałam w Atlancie- zaśmiał się.

Opaliłam auto i zaczęła jechać- Wiem, pamiętasz kiedy robiliśmy 2 mini range rovery z tektury mając 8 lat i jeździliśmy nimi do szkoły - Uśmiechnęła się, wspominając jak wiele zabaw mieliśmy razem.

Nagle mój telefon zabrzęczał- Oh, Bieber możesz odczytać wiadomość za mnie, prowadzę i nie mogę zobaczyć- zapytałam kiedy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle.

Popatrzył się w wziął mój telefon- To od twojej mamy ; Zabierz Justin'a ze sobą po szkole, jego dom wciąż jest nierozpakowany, kocham cię mama xxx- próbował nie roześmiać się- Aww, to cudowne.

Wpatrywałam się w niego- Zamknij się Bibs.
Nacisnęłam przycisk na kluczach, aby otworzyć bramę wjazdową do domu.

- Wooah, Molly twój dom, jakby się powiększył od ostatniego razu kiedy go widziałem.

- Oh taak, moja mama rozwiodła się z moim tatą więc my mamy pieniądze, a on ma psa, to było dobre rozwiązanie. - powiedziałam, szukając spośród moich kluczy jednego do wejściowych drzwi.

- Molly twoi rodzice się rozwiedli, kurwa przepraszam , nie było mnie tutaj, wszystko dobr--

Znalazłam klucz, przerywając mu i otwierając drzwi auta- Tak jak mówiłam, jestem dużą dziewczynką, daję sobie z tym radę, a poza tym dobrze wiesz, że nigdy dobrze się z nim nie dogadywałam. - zanim Justin dostał tylko szansę na zamknięcie drzwi za sobą moja mama pojawiła sie z nikąd i przytuliła, myślę że nie mógł oddychać.

- To wspaniałe, że mogę cie znowu zobaczyć- powiedziała- Co ty zrobiłeś z włosami? Musisz je podciąć, mojej przyjaciółki cór--

- Mamo!- wykrzyknęłam- Nie zaczynaj rujnować życia mojemu jedynemu przyjacielowi.- Skuliłam się kiedy  Justin uciekł z jej objęcia. Przerzucił jej włosy i sam ja ponownie przytulił.

- Julie, to również wspaniałe widzieć ciebie- uśmiechnął się do niej.

- O, poczekajcie, poczekajcie- nagle sobie o czymś przypomniała i pobiegła do kochni.

Justin próbował wstrzymać śmiech- Przepraszam za mamę, to tak jakby nie wiedziała gdzie są granice i nie wie kiedy nie powinna ich przekraczać- wstrząsnęłam się, z nerwów układając włosy.

Delikatnie się śmiał. Kiedy jego śmiech stał się taki słodki?! Woo woo Molly, to jest praktycznie twój brat. W fakcie to twój adoptowany brat, którego nie było stać na powiedzenie 'cześć' kiedy wyjeżdżał, pamiętasz? Musiałam wrócić to realistycznego świata.

- Nie martw się, moja mama zrobiłaby to samo z tak-- nie dokończył, moja mama przerwała mu wbiegając do ogrodu z srebrną tacą w rękach.

Położyła ją na stole- Bierzcie sobie kurczaka- Boże powinna mieć wytatuowane na czole kłopoty.- Justin nie  wiem czy wiesz, że założyłam swój własny biznes pieczenia ciast, mam swoja piekarnię na głównej ulicy, mam coś od dziewczyn na twój powrót. - dumnie się uśmiechnęła.

- O nie, mamo ty tego nie zrobiłaś.

Podniosła wieko z podajnika i odsłonęła naturalnej wielkości twarz Justina z jego charakterystyczną fryzurą i ręcznie robiony transparent z posypką.

Justin szeroko otworzył oczy jak kopalnia i opadł mu szczęka.

Jęknęłam- Słodki Jezu! Mamo! Co to do cholery jest?! Co ty sobie myślisz znając go od 4 roku życia, że możesz sobie po prostu iść i zrobić ciasto z jego podobizną? To jest jeszcze bardziej żenujące od tego, które zrobiłaś dla mnie kiedy zdałam test na prawo jazdy - Powinnaś najpierw spy---

Justin mi przerwał- Julie to jest świetne, mam na myśli, że wiem ile pracy musiałaś w to włożyć, a poza tym hey jak wiele osób może się pochwalić że ma swoja twarz zrobioną z ciasta? - uśmiechnął się i skosztował trochę lukieru z palców- Cholera i dobrze smakuje- znowu się uśmiechnął.

Zaśmiałam się kiedy wzięła od nas dumnie tort- A teraz obydwoje idźcie do pokoju Molly, a ja ukroje ciasto  i wam przyniosę- uśmiechnęłam się i wyszła.

Jęknęłam i skręciłam wchodząc do góry po schodach. Justin podążał za mną gapiąc się jak fantastyczny i nowoczesny jest nasz dom.

- Przepraszam Cię za to.- powiedziałam, rzucając się na łóżko.

- Nie ma sprawy, kocham ciasta.- zaśmiał się.

Podszedł do mojej ściany i wielkiego okna, spojrzał przez nie. Zagwizdał- Wooah, masz piękny pokój, kiedy udało ci się  ułoż-- nagle coś zaparło mu dech w piersiach. - Czy to jest nasz stary domej na drzewie?

- Tak, moja mama nie mogł sie zabrać, żeby go zburzyć- uśmiechnęłam się.

Podszedł do miejsca gdzie miałam wszystkie nasze zdjęcia kiedy byliśmy mali i podniósł jedno z nich - Kocham to zdjęcie- sprzysunął do siebie to na którym miałam małe tutu i całowałam go w policzek. Uśmiechnęłam się- Ja też, to były czasy- zaśmiałam się.

Przeszedł dalej koło ściany- Oo, kim jest ta dziewczyna, która leży z tobą w szpitalu z nieruszającym się ciele? I co się jej stało?- powiedział z szokiem.

- Oh, to jestem ja i Cassie Jones. Była mi chyba najbliższą osobą, najlepszą przyjaciółką odkąd odeszłeś- mówiłam wpatrując się w niego. Odwócił się i popatrzył na mnie z przerażeniem.-Layla nie była zadowolona z faktu, że mam chociaż odrobinę życia towarzystkiego, więc powiedziała kilka rzeczy Cassie i ją to uraziło. Ohh wspominałam, że Cassie umiała latać?- Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, próbując powstrzymać śmiech.- Widzisz co ze mną zostawiłeś? Ale wracając co tematu, pobiegała na dach szkoły i chciała spróbować latać. Oczywiście nie umiała, ale na szczęście tylko upadła. W każdym razie byłam u niej i było okey, ale więcej z nią nie rozmawiałam- spojrzałam w dół.

Spojrzał na mnie szeroko- Dlaczego, o mój Boże czy Layla powiedziała jej coś jeszcze, że ona ... Że ona chciała ' polecieć jeszcze raz? - zrobił dziwne ruchy rękami kiedy powiedział latać.

Zaśmiałam się- Nie, nic z tych rzeczy.

Odetchnął z ulgą.

- Nie, rzeczywiście badali ją, a teraz jest w zakładzie psychiatrycznym, oddalonym o 30 min stąd- zaśmiałam się- Prawdziwa historia, mam nadzieję, że chciałbyś być na moim miejscu.- uśmiechnął się.

- Molly, mówiłem ci to chyba z milion razy, że na prawdę przepraszam cię, że wyjechałem. - znowu mnie objął. Cholera, tak ładnie pachniał. Tak jak prawdziwy mężczyzna. Był też dobry w przytulaniu, jego ręce były troskliwe a za razem silne. Halo, Panie Bicepsie. Mój  Boże myślę, że jesteśmy na przyjaznej lini przytulania. Nagle jego telefon zawibrował i przerwał objęcie.

Spojrzał w dół na telefon i się uśmiechnął.

- Jestem zaproszony na przyjęcie do Tommiego Thompsona i mam jedno miejsce dla osoby towaszyszącej... Idziesz ze mną. - zaśmiał się.
________________________________________________________________________________
Sory, że nie dodałam ani wczr ani przedwczr ale był tap madl i nauka >.<





2

I to był on. Po prostu siedział sobie obok mnie. Moje wspomnienia powróciły do 3 lat wstecz.

-Molly- zaśmiał się ściągając okulary przeciwsłoneczne z nosa- Prawie się nie zmieniłaś. Dziękuję Bogu, że chodzisz do mojej szkoły. Jak bardzo dziwne jest to, że siedzimy okok siebie? - zaśmiał się kolejny raz, traktując to wszystko jakby nigdy nic się nie wydarzyło.

- Dobrze, po pierwsze to jest moja szkoła a ty tylko tu przyszłeś, pamiętasz? Po drugie, zważając na to, że siadłeś po prostu koło mnie, podczas gdy wszyscy siedzą tu bo nie mają wyboru, to nie jest aż tak dziwne. I po trzecie, co ty tu kurwa robisz Bieber? - syknęłam.

- Wow, jedna się chyba zmieniłaś- zaszydził- Molly co się stało, jesteś moją najlepszą przyjaciółką.

Zaśmiałam się- Poprawka, byłam twoją najlepszą przyjaciółką. Mam na myśli, kto wyjeżdża do innego kraju nie mówiąc nawet głupiego cześć do swojej 'najlepszej przyjaciółki'?

- Molly posłuchaj, pozwól mi wytłumaczyć- zaczął się bronić, a ja widziałam ból w jego oczach. Zadzwonił dzwonek.

- Nie Justin, jest dobrze, pogodziłam się z tym- wzięłam swoją torbę i zaczęłam wychodzić z klasy kiedy Pani Brown zatrzymała mnie.

- Oh Molly, widzę, że masz dobry start z Justin'em, I ah! Spójrz jesteście obydwoje w tej samej klasie. Wyznaczam cię do zaopiekowania się nim i pokazania szkoły, okej?

- Rzeczywiście- wyprzedziła mnie. - A teraz uciekajcie stąd.

Odwróciłam się w stronę Justin'a, aby posłać mu piorunujące spojrzenie, ale on tylko się cieszył.

- Chodźmy- wymamrotałam.

- Wow, czy oni powiedzieli wam wszystkim, że przychodze, czy te dziewczyny na prawdę nie wiedzą kim ja jestem? - zapytał się, patrząc się dokładnie na każdą dziewczynę koło której przechodziliśmy.

Westchęłam- Nie, wszyscy postrzegają cię jako normalnego Justina, którym kiedyś byłeś, nie jako jakiegoś fenomena.

Siedliśmy przy stole, gdzie zawsze siadam, jednym za automatami aby nikt nie mógl mnie zobaczyć.

- Więc gdzie są wszyscy twoi przyjaciele?- zapytał, próbując zmienić temat.

- Tam gdzie jest jej mózg- odpowiedziała, kierując głowę w stronę wywyższającej się Layli - nigdzie gdzie można ich zobaczyć.

Uśmiechnęłam się kiedy Justin zaczął się śmiać, może jednak tak bardzo się nie zmienił- woaah, czy to jest Layla Gordons?

- Tak, w jej pełnej plastikowej glori- powiedziałam , kiedy wzięłam lunch. Podeszła do nas, wytrzeszczając swój sztuczny uśmiech.

- Cześć Justin, pamiętasz mnie? spytała pochylając się i odsłąniając mu widok na jej klatkę piersiową. Wywróciłam oczami.

- Oczywiście że tak- powiedział, mrugając do niej. Opss mówił trochę szybko, jest zdecydowanie palantem.

Oparła się zwycięsko na jego ramieniu- Więc dlaczego tutaj siedzisz? Powinieneś siedzieć w gronie normalnych ludzi, a nie dziwaków.

- Powieś się, Layla.- zaszydziłam.

- Oj zabolało- powiedziała sargastycznie. - Nic dziwnego, że ubierasz się tak gówniano, masz mózg 6cio letniego chłopczyka- zaczęła się śmiać. Popatrzyłam na swoje stopy i się zawstydziłam. Z nią śmiali się wszyscy na hali. Wszyscy oprócz Justina.

Wstał patrząc się w nią- Spierdalaj Layla, przynajmniej ona widzi coś poza swoimi piersiami, ile operacji na nich miałaś? Mogłabyś tą pieprzoną kasę wkładać w naprawę twarzy.- splunął.

Popatrzyłam się na niego i zaśmiałam. Może i był palantem, ale śmiesznym palantem. Musiał mieć jaja żeby powiedzieć to do niej, może myśli, że jest lepszy od niej. Hmm.

Obróciła głowę na drugą stronę, kiedy wreszcie dotarło co do niej powiedział i ją zatkało. Odeszła nie mówiąc nic więcej.
 
- Dziękuję- uśmiechęłam się szczerze do niego.

- Dziękujesz mi za co ? - zapytał zmieszany.

- Tylko za to, że uratowałeś mnie od królowej wszystkich suk, rujnując sobie reputację pomimo, że jesteś sławny.

- O czym ty mówisz? Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, to jest to co zrobiłem. - uśmiechnął się.

- Dobrze, że nie jesteśmy tam już, ale i tak nagrabiłeś sobie broniąc mnie.- zaśmiałam się. - Ale teraz jesteś popularny, więc dlaczego dalej chcesz się ze mną przyjaźnić? I dlaczego w ogóle tu wróciłeś?- zapytałam nerwowo, kiedy wyciągałam coś z torby.

- Moja mama myślała, że sława zaczyna mnie przerastać, może i tak było, ale cechy palanta wszystko wyprzedzają. To fani stwarzają cię popularnym i źródłem zainteresowań, ale hejterzy robią to o wiele lepiej .- zaśmiał się- Dlaczego nie ? Jesteś najlepszą osobą jaką znam. Spójrz przepraszam za tą całą sytuację z nie pożegnaniem się, ale nie mogli mnie zobaczyć w relacji z dziewczyną, fani zaczeliby swoje gówno. - zaśmiałam się. - A teraz bez kłamstw, myślałem o tobie każdego dnia w czasie trasy, o tym jak zabawnie było by gdybyś była koło mnie. Były rzeczy z których się śmiałem, ale reszta załogi patrzyła na mnie jakbym był kosmitą. Oni nie rozumieją mnie tak jak ty. Proszę.. chcę żeby wszystko wróciło tak jak było to kilka lat temu.

- Dobrze, pomyślę nad tym- uśmiechnęłam się- Gdzie jest twój lunch?- zapytałam zdezorientowana.

- No wiesz, jestem na tej nowej diecie, żeby wyrobić sobie bicepsy na rozmiar mojej głowy, więc ja niee-- wstrąciłam się, wstając i uderzając go w tył głowy.

- Oh! Bieber! Jeśli chcesz żebyś nadal był moim  najlepszym przyjacielem musisz się pozbyć gwiazdorskiego gówna.. zrozumiał? - zaśmiałam się, patrząc na niego jak zabawnie trzyma się za głowę jakbym mu w nią strzeliła.

- Masz.. teraz nie mów, że nie jestem dobra dla ciebie- podałam mu połówkę mojej kanapki.

- Czy to jest to o czym myślę?- zapytał, a na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech.

- To zależy od tego co ty myślisz, że to jest? - zaśmiałam się.

- Czy to jest masło orzechowe z gumiastą kanapką, domowej roboty masło orzechowe twojej mamy i sekretny przepis na kanapkę? - był przerażająco skupiony.

- Znasz to.- odpysknęłam.

Wysapał, w zamian podarowywując mi największego przytulasa, śpiewając galaretkowo- masło orzechową piosenkę. Tak bardzo brakowało mi jego dotyku.

- Oh, ale powinnam cię poinformować, że moja mama powiedziała mi gdzieś rok temu, że trzy nie jest akualnie se---
Wtrącił się- oh!Oh! Głuptoku! Chcesz mnie zabić? Nie chcę wiedzieć takich rzeczy- zaśmialiśmy się.

- Hey, mam dla ciebie coś z trasy- zacząl grzebać w swojej torbie- Okey, wróćmy do czasu kiedy mieliśmy po 6 lat i Layla Gordons wylała sok winogronowy na moje nowe markowe buty ze świecącymi kolorami- zaśmiałam się, wyglądał jakby go to dalej bolało.

- Nigdy o tym nie zapomnisz, prawda?- powiedziałam z uśmiechem na ustach.

- Oh, zamknij się! Były fantastyczne, a po tym wszystkim światełka nie działały- zaśmiał się- Ale wracając do histori. Po tym jak to zrobiła, ty wzięłaś najbliższe nożyczki i..

- Obcięłam jej włosy! - zaśmiałam się kiedy zrozumiała,- I dobrze, suka powinna wiedzieć, że twoje buty to bomba. Później jeszcze wyrwała mi bransoletkę przyjaźni. Tą która pasowała do twojej, którą przywiozłeś mi z Włoch.- zmarszczyłam brwi, wiedząc jaką świnią była.

- Właśnie tak ! - uśmiechnął się- Więc kiedy byliśmy w trasie i jechaliśmy do was znalazłem swoją, a przejeżdżaliśmy przez Włochy i wiesz co ? Znalazłem tą kobietę ze swoim sklepikiem, gdzie kupiłem ci ją za pierwszym razem. Dalej je sprzedawała. Więc kupiłem ci jedną. Nie wiedziałem kiedy najszybciej się spotkamy, ale musiałem ją wziąść.

- Oh, Justin, to piękne. Wiesz, teraz zaczynam się czuć trochę szczęśliwa, że wróciłeś, ale wiem też mojego najlepszego przyjaciela potrzebuje scena i wiem że tam wrócisz.- zaśmiałam się przytulając go.







1

- Klaso! Klaso! Proszę o ciszę! - Pani Brown, moja nauczycielka wiedzy o społeczeństwie krzyknęła na klasę, powiedziałam krzyknęła, ale jestem pewna, że słyszałam chomika z głośniejszym głosem od niej.

- A więc, dzisiaj jest specjalny dzień- zaśmiała się- dołącza do nas nowy uczeń.

Jęknęłam sama do siebie. Świetnie. Wszystko czego potrzebowaliśmy, to nowy dzieciak. Założe się, że to będzie kolejna dziewczyna, która będzie rozchwytywana w latającą pułapkę Venus zupełnie jak Layla Gordons. Miałyśmy z nią bardzo długą historię. Od kiedy tylko zaczęłam szkołę lepiej rozumiałam się z chłopakami. Gdy miałam 4 lata zaczęłam się przyjaźnić z chłopakiem o imieniu Justin Bieber. Byliśmy w tej samej klasie i był moim partnerem w malowaniu palcami, ale również byliśmy parą która jako pierwsza kończyła z farbami na sobie. Dzieliliśmy się przekąskami, lunchem oraz sokami. Mogliśmy bawić się w superbohaterów na moim podwórku dopóki nie zrobiło się ciemno, a później iść do mojego domu i budować fortece z poduszek. Mógł mnie bronić podczas gdy Layla była tą swoją suką, w zasadzie był ze mną od kiedy tylko pamiętam, zachowywaliśmy się jak brat i siostra. Tak było aż do 3 lat temu. Zasze był dobry w śpiewaniu, a później został odkryty na youtube i zaczął śpiewać dla Usher'a. Wtedy byłam na wakacjach w Europie i już nie mogłam się doczekać, żeby z nim o tym porozmawiać. Ale kiedy wróciłam do domu, jego już nie było.. wyprowadził się do Atlanty, nie mówiąc mi nawet do widzenia.Byłam zdewastowana. Byliśmy przyjaciółmi od 10 lat, a on wyjachał, nie powiedział gdzie jest jego nowy dom, jaki jest jego nowy numer, nic. Oczywiście widziałam go w tv, na twitterze i w magazynach ale to wszystko. Widziałam zatrzymanie, jego dziewczyny, flirtowanie, w parównaniu do tamtych czasów stał się wspaniałym najlepszym przyjacielem i to dlatego jeszcze bardziej za nim tęskniłam. Wspominałam, że opuścił tydzień przed tym jak zaczęliśmy szkołę wyższą? Chłopak Layly również był przeciwko mnie. Zaczeli na mnie mówić samotno- dziwaczna dziewczyna, zanim jeszcze zdążyłam postawić pierwszy krok w szkole. Ona od zawsze nienawidziła tego jak 'inna' byłam. Prawdopodobnie dlatego że wolałam converse niż szpilki, swetry wycięte od góry tak że można było widzieć sutki i to że nie zdecydowałam się być pustą blondynką tak jak wszyscy w tym małym głupim mieście to robili i właśnie to robiło ze mnie dziwaczkę. Więc jak dotąd, moje szkolne lata spędziałam sama. Cudownie prawda? Ale wracając do histori. 

Ześlizgnęłąm się w dół na krześle. Ja na prawdę nie potrzebuję kolejnej osoby, która przyłączyłaby się do małej załogi Layli, dla której dręczenie mnie to przyjemność. Chciałabym jej teraz przywalić, gdyby nie to, że bierze lekcje boksu od 6 roku życia i to jest jej talent w wygrywaniu konkursów. Teraz zauważyłam coś, przez co moje serce przestało bić. Jedyne puste miejsce w całej klasie było obok mnie. O nie! Jestem bardziej niż nieśmiała, niezręczna, odwracam głowę w drugą stronę nie umiejąc utrzymać rozmowy, jak mała dziewczynka. Jeśli to była dziewczyna, w sumie nie ma to różnicy czy chłopak czy dziewczyna- dopóki nie byli to zagorzali fani footbollu albo kochane blondynki, tylko ktoś normalny. Bo tylko Bóg wie, że muszę znaleźć sobie przyjaciółke.

W środku walczyłam ze sobą, nawet nie zauważyłam kiedy nowa osoba weszła do klasy i koło mnie przeszła, mój wewnętrzny argument wytrącił mnie z równowagi i zaczęłam myśleć o kimś kto koło mnie siedział. Wbrew mojej woli odwróciłam się aby z miłym uśmiechem powitać nowego ucznia. Lecz gdy tylko się odwróciłam, uśmiech z mojej twarzy został zmazany. Był pełen złości, wstrętu, dezorientacji, boleści i emocji naraz.

-Justin?
________________________________________________________________________
Będę tłumaczyła Ego napisane przez bieberloving, jak wszyscy mówili nie powinnam tłumaczyć Danger's Back więc przepraszam za to, wybrałam inny i go skończe już tłumaczyć :) Mam nadzieję, że się spodoba.