3


- Więc... co się stało.... z resztą gangu? - powiedział.

- Masz na myśli Chaz i Ryan?
Pokiwał głową.

- No oni dalej tutaj chodzą i w ogóle, ale po wszystkich plotkach które rozpuszczała Layla o mnie nie chcą nawet być ze mną widziani.- Popatrzyłam w dół. To wciąż było bolesne.

- Czy ty sobie ze mnie żartujesz ? Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.- popatrzył się na mnie z bólem.

- Wiem, a teraz .. widzisz tych gości siedzących przy stoliku niedaleko nas cali w śmiechu?

- Tych w kaskach piłkarskich ?- powiedział się, śmiejąc się.

- Tak, to Ryan Butler, gwiazda rozgrywająca w szkolnej drużynie piłkarskiej.. I Layli Gordon chłopak- potrząsnęłam głową.

- Czekaj to jest Ryan? Hmm nie miałby tak wielu przyjaciół, jeśli wiedzieliby że moczył się do 10 roku życia- zaśmiał się.

- Czekaj, czekaj to się robi ciekawe- teraz ja się zaśmiałam.

- Widzisz tego gościa w okularach i inhalatorem zawieszonym na szyji?

- Tego z brązowymi włos-- skończył, a przez jego twarz przebiegł ogromny uśmiech- To jest Chaz?- zapytał, próbując powstrzymać sie od śmiechu.

- Taa, a chcesz poznać najśmieszniejszą część? On myśli, że jest zbyt fajny, żeby ze mną rozmawiać.

Jego twarz wróciła do bardzo poważnej- Seryjnie? Ten człowiek który nosi inhalator na szyji jako naszyjnik uważa, że ' jest zbyt fajny dla ciebie'. Wow nigdy nie myślałem, że może być takim dupkiem- wykrzywił twarz.

- Właśnie, witaj w świecie w jakim mnie zostawiłeś- uśmiechnęłam się sagastycznie- Oh hey, masz dwa ostatnie okresy za darmo?

- Oczywiście- zaśmiał się.

- Więc zgaduje Panie Bieberze, że teraz jesteśmy wolni- uśmiechnęłam się. Wyszliśmy zza drzwi na parking.

- Gdzie jest zaparkowane twoje auto?- krzyknęłam za siebie, a Justin podążał za mną, jak mała zagubiona dziewczynka.

- No wtedy nie mieliśmy żadnego auta, którym mógłbym przyjechać tutaj więc van mnie podwiózł, ale byłem zdziwiony.

- Zgaduje, że to ja cię właśnie ratuje od samego szatana- zaśmiałam się naciskając klamkę samochodu- Wsiadaj- wrzuciłam swoją torbę na drugie siedzenie z tyłu i zapięłam pas.

- Niezłe auto, jest dosłownie taie same jak miałam w Atlancie- zaśmiał się.

Opaliłam auto i zaczęła jechać- Wiem, pamiętasz kiedy robiliśmy 2 mini range rovery z tektury mając 8 lat i jeździliśmy nimi do szkoły - Uśmiechnęła się, wspominając jak wiele zabaw mieliśmy razem.

Nagle mój telefon zabrzęczał- Oh, Bieber możesz odczytać wiadomość za mnie, prowadzę i nie mogę zobaczyć- zapytałam kiedy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle.

Popatrzył się w wziął mój telefon- To od twojej mamy ; Zabierz Justin'a ze sobą po szkole, jego dom wciąż jest nierozpakowany, kocham cię mama xxx- próbował nie roześmiać się- Aww, to cudowne.

Wpatrywałam się w niego- Zamknij się Bibs.
Nacisnęłam przycisk na kluczach, aby otworzyć bramę wjazdową do domu.

- Wooah, Molly twój dom, jakby się powiększył od ostatniego razu kiedy go widziałem.

- Oh taak, moja mama rozwiodła się z moim tatą więc my mamy pieniądze, a on ma psa, to było dobre rozwiązanie. - powiedziałam, szukając spośród moich kluczy jednego do wejściowych drzwi.

- Molly twoi rodzice się rozwiedli, kurwa przepraszam , nie było mnie tutaj, wszystko dobr--

Znalazłam klucz, przerywając mu i otwierając drzwi auta- Tak jak mówiłam, jestem dużą dziewczynką, daję sobie z tym radę, a poza tym dobrze wiesz, że nigdy dobrze się z nim nie dogadywałam. - zanim Justin dostał tylko szansę na zamknięcie drzwi za sobą moja mama pojawiła sie z nikąd i przytuliła, myślę że nie mógł oddychać.

- To wspaniałe, że mogę cie znowu zobaczyć- powiedziała- Co ty zrobiłeś z włosami? Musisz je podciąć, mojej przyjaciółki cór--

- Mamo!- wykrzyknęłam- Nie zaczynaj rujnować życia mojemu jedynemu przyjacielowi.- Skuliłam się kiedy  Justin uciekł z jej objęcia. Przerzucił jej włosy i sam ja ponownie przytulił.

- Julie, to również wspaniałe widzieć ciebie- uśmiechnął się do niej.

- O, poczekajcie, poczekajcie- nagle sobie o czymś przypomniała i pobiegła do kochni.

Justin próbował wstrzymać śmiech- Przepraszam za mamę, to tak jakby nie wiedziała gdzie są granice i nie wie kiedy nie powinna ich przekraczać- wstrząsnęłam się, z nerwów układając włosy.

Delikatnie się śmiał. Kiedy jego śmiech stał się taki słodki?! Woo woo Molly, to jest praktycznie twój brat. W fakcie to twój adoptowany brat, którego nie było stać na powiedzenie 'cześć' kiedy wyjeżdżał, pamiętasz? Musiałam wrócić to realistycznego świata.

- Nie martw się, moja mama zrobiłaby to samo z tak-- nie dokończył, moja mama przerwała mu wbiegając do ogrodu z srebrną tacą w rękach.

Położyła ją na stole- Bierzcie sobie kurczaka- Boże powinna mieć wytatuowane na czole kłopoty.- Justin nie  wiem czy wiesz, że założyłam swój własny biznes pieczenia ciast, mam swoja piekarnię na głównej ulicy, mam coś od dziewczyn na twój powrót. - dumnie się uśmiechnęła.

- O nie, mamo ty tego nie zrobiłaś.

Podniosła wieko z podajnika i odsłonęła naturalnej wielkości twarz Justina z jego charakterystyczną fryzurą i ręcznie robiony transparent z posypką.

Justin szeroko otworzył oczy jak kopalnia i opadł mu szczęka.

Jęknęłam- Słodki Jezu! Mamo! Co to do cholery jest?! Co ty sobie myślisz znając go od 4 roku życia, że możesz sobie po prostu iść i zrobić ciasto z jego podobizną? To jest jeszcze bardziej żenujące od tego, które zrobiłaś dla mnie kiedy zdałam test na prawo jazdy - Powinnaś najpierw spy---

Justin mi przerwał- Julie to jest świetne, mam na myśli, że wiem ile pracy musiałaś w to włożyć, a poza tym hey jak wiele osób może się pochwalić że ma swoja twarz zrobioną z ciasta? - uśmiechnął się i skosztował trochę lukieru z palców- Cholera i dobrze smakuje- znowu się uśmiechnął.

Zaśmiałam się kiedy wzięła od nas dumnie tort- A teraz obydwoje idźcie do pokoju Molly, a ja ukroje ciasto  i wam przyniosę- uśmiechnęłam się i wyszła.

Jęknęłam i skręciłam wchodząc do góry po schodach. Justin podążał za mną gapiąc się jak fantastyczny i nowoczesny jest nasz dom.

- Przepraszam Cię za to.- powiedziałam, rzucając się na łóżko.

- Nie ma sprawy, kocham ciasta.- zaśmiał się.

Podszedł do mojej ściany i wielkiego okna, spojrzał przez nie. Zagwizdał- Wooah, masz piękny pokój, kiedy udało ci się  ułoż-- nagle coś zaparło mu dech w piersiach. - Czy to jest nasz stary domej na drzewie?

- Tak, moja mama nie mogł sie zabrać, żeby go zburzyć- uśmiechnęłam się.

Podszedł do miejsca gdzie miałam wszystkie nasze zdjęcia kiedy byliśmy mali i podniósł jedno z nich - Kocham to zdjęcie- sprzysunął do siebie to na którym miałam małe tutu i całowałam go w policzek. Uśmiechnęłam się- Ja też, to były czasy- zaśmiałam się.

Przeszedł dalej koło ściany- Oo, kim jest ta dziewczyna, która leży z tobą w szpitalu z nieruszającym się ciele? I co się jej stało?- powiedział z szokiem.

- Oh, to jestem ja i Cassie Jones. Była mi chyba najbliższą osobą, najlepszą przyjaciółką odkąd odeszłeś- mówiłam wpatrując się w niego. Odwócił się i popatrzył na mnie z przerażeniem.-Layla nie była zadowolona z faktu, że mam chociaż odrobinę życia towarzystkiego, więc powiedziała kilka rzeczy Cassie i ją to uraziło. Ohh wspominałam, że Cassie umiała latać?- Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, próbując powstrzymać śmiech.- Widzisz co ze mną zostawiłeś? Ale wracając co tematu, pobiegała na dach szkoły i chciała spróbować latać. Oczywiście nie umiała, ale na szczęście tylko upadła. W każdym razie byłam u niej i było okey, ale więcej z nią nie rozmawiałam- spojrzałam w dół.

Spojrzał na mnie szeroko- Dlaczego, o mój Boże czy Layla powiedziała jej coś jeszcze, że ona ... Że ona chciała ' polecieć jeszcze raz? - zrobił dziwne ruchy rękami kiedy powiedział latać.

Zaśmiałam się- Nie, nic z tych rzeczy.

Odetchnął z ulgą.

- Nie, rzeczywiście badali ją, a teraz jest w zakładzie psychiatrycznym, oddalonym o 30 min stąd- zaśmiałam się- Prawdziwa historia, mam nadzieję, że chciałbyś być na moim miejscu.- uśmiechnął się.

- Molly, mówiłem ci to chyba z milion razy, że na prawdę przepraszam cię, że wyjechałem. - znowu mnie objął. Cholera, tak ładnie pachniał. Tak jak prawdziwy mężczyzna. Był też dobry w przytulaniu, jego ręce były troskliwe a za razem silne. Halo, Panie Bicepsie. Mój  Boże myślę, że jesteśmy na przyjaznej lini przytulania. Nagle jego telefon zawibrował i przerwał objęcie.

Spojrzał w dół na telefon i się uśmiechnął.

- Jestem zaproszony na przyjęcie do Tommiego Thompsona i mam jedno miejsce dla osoby towaszyszącej... Idziesz ze mną. - zaśmiał się.
________________________________________________________________________________
Sory, że nie dodałam ani wczr ani przedwczr ale był tap madl i nauka >.<





5 komentarzy:

  1. Super. A kiedy nn? :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebiste, naprawde genialne <3 kiedy nn

    OdpowiedzUsuń
  3. Weź nie rób takich błędów, bo czasem trudno ogarnąć o co chodzi :/ Ale taak to fajnie jest ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeżeli ci nie pasuje to nie czytaj.. -.-"

    OdpowiedzUsuń