2

I to był on. Po prostu siedział sobie obok mnie. Moje wspomnienia powróciły do 3 lat wstecz.

-Molly- zaśmiał się ściągając okulary przeciwsłoneczne z nosa- Prawie się nie zmieniłaś. Dziękuję Bogu, że chodzisz do mojej szkoły. Jak bardzo dziwne jest to, że siedzimy okok siebie? - zaśmiał się kolejny raz, traktując to wszystko jakby nigdy nic się nie wydarzyło.

- Dobrze, po pierwsze to jest moja szkoła a ty tylko tu przyszłeś, pamiętasz? Po drugie, zważając na to, że siadłeś po prostu koło mnie, podczas gdy wszyscy siedzą tu bo nie mają wyboru, to nie jest aż tak dziwne. I po trzecie, co ty tu kurwa robisz Bieber? - syknęłam.

- Wow, jedna się chyba zmieniłaś- zaszydził- Molly co się stało, jesteś moją najlepszą przyjaciółką.

Zaśmiałam się- Poprawka, byłam twoją najlepszą przyjaciółką. Mam na myśli, kto wyjeżdża do innego kraju nie mówiąc nawet głupiego cześć do swojej 'najlepszej przyjaciółki'?

- Molly posłuchaj, pozwól mi wytłumaczyć- zaczął się bronić, a ja widziałam ból w jego oczach. Zadzwonił dzwonek.

- Nie Justin, jest dobrze, pogodziłam się z tym- wzięłam swoją torbę i zaczęłam wychodzić z klasy kiedy Pani Brown zatrzymała mnie.

- Oh Molly, widzę, że masz dobry start z Justin'em, I ah! Spójrz jesteście obydwoje w tej samej klasie. Wyznaczam cię do zaopiekowania się nim i pokazania szkoły, okej?

- Rzeczywiście- wyprzedziła mnie. - A teraz uciekajcie stąd.

Odwróciłam się w stronę Justin'a, aby posłać mu piorunujące spojrzenie, ale on tylko się cieszył.

- Chodźmy- wymamrotałam.

- Wow, czy oni powiedzieli wam wszystkim, że przychodze, czy te dziewczyny na prawdę nie wiedzą kim ja jestem? - zapytał się, patrząc się dokładnie na każdą dziewczynę koło której przechodziliśmy.

Westchęłam- Nie, wszyscy postrzegają cię jako normalnego Justina, którym kiedyś byłeś, nie jako jakiegoś fenomena.

Siedliśmy przy stole, gdzie zawsze siadam, jednym za automatami aby nikt nie mógl mnie zobaczyć.

- Więc gdzie są wszyscy twoi przyjaciele?- zapytał, próbując zmienić temat.

- Tam gdzie jest jej mózg- odpowiedziała, kierując głowę w stronę wywyższającej się Layli - nigdzie gdzie można ich zobaczyć.

Uśmiechnęłam się kiedy Justin zaczął się śmiać, może jednak tak bardzo się nie zmienił- woaah, czy to jest Layla Gordons?

- Tak, w jej pełnej plastikowej glori- powiedziałam , kiedy wzięłam lunch. Podeszła do nas, wytrzeszczając swój sztuczny uśmiech.

- Cześć Justin, pamiętasz mnie? spytała pochylając się i odsłąniając mu widok na jej klatkę piersiową. Wywróciłam oczami.

- Oczywiście że tak- powiedział, mrugając do niej. Opss mówił trochę szybko, jest zdecydowanie palantem.

Oparła się zwycięsko na jego ramieniu- Więc dlaczego tutaj siedzisz? Powinieneś siedzieć w gronie normalnych ludzi, a nie dziwaków.

- Powieś się, Layla.- zaszydziłam.

- Oj zabolało- powiedziała sargastycznie. - Nic dziwnego, że ubierasz się tak gówniano, masz mózg 6cio letniego chłopczyka- zaczęła się śmiać. Popatrzyłam na swoje stopy i się zawstydziłam. Z nią śmiali się wszyscy na hali. Wszyscy oprócz Justina.

Wstał patrząc się w nią- Spierdalaj Layla, przynajmniej ona widzi coś poza swoimi piersiami, ile operacji na nich miałaś? Mogłabyś tą pieprzoną kasę wkładać w naprawę twarzy.- splunął.

Popatrzyłam się na niego i zaśmiałam. Może i był palantem, ale śmiesznym palantem. Musiał mieć jaja żeby powiedzieć to do niej, może myśli, że jest lepszy od niej. Hmm.

Obróciła głowę na drugą stronę, kiedy wreszcie dotarło co do niej powiedział i ją zatkało. Odeszła nie mówiąc nic więcej.
 
- Dziękuję- uśmiechęłam się szczerze do niego.

- Dziękujesz mi za co ? - zapytał zmieszany.

- Tylko za to, że uratowałeś mnie od królowej wszystkich suk, rujnując sobie reputację pomimo, że jesteś sławny.

- O czym ty mówisz? Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, to jest to co zrobiłem. - uśmiechnął się.

- Dobrze, że nie jesteśmy tam już, ale i tak nagrabiłeś sobie broniąc mnie.- zaśmiałam się. - Ale teraz jesteś popularny, więc dlaczego dalej chcesz się ze mną przyjaźnić? I dlaczego w ogóle tu wróciłeś?- zapytałam nerwowo, kiedy wyciągałam coś z torby.

- Moja mama myślała, że sława zaczyna mnie przerastać, może i tak było, ale cechy palanta wszystko wyprzedzają. To fani stwarzają cię popularnym i źródłem zainteresowań, ale hejterzy robią to o wiele lepiej .- zaśmiał się- Dlaczego nie ? Jesteś najlepszą osobą jaką znam. Spójrz przepraszam za tą całą sytuację z nie pożegnaniem się, ale nie mogli mnie zobaczyć w relacji z dziewczyną, fani zaczeliby swoje gówno. - zaśmiałam się. - A teraz bez kłamstw, myślałem o tobie każdego dnia w czasie trasy, o tym jak zabawnie było by gdybyś była koło mnie. Były rzeczy z których się śmiałem, ale reszta załogi patrzyła na mnie jakbym był kosmitą. Oni nie rozumieją mnie tak jak ty. Proszę.. chcę żeby wszystko wróciło tak jak było to kilka lat temu.

- Dobrze, pomyślę nad tym- uśmiechnęłam się- Gdzie jest twój lunch?- zapytałam zdezorientowana.

- No wiesz, jestem na tej nowej diecie, żeby wyrobić sobie bicepsy na rozmiar mojej głowy, więc ja niee-- wstrąciłam się, wstając i uderzając go w tył głowy.

- Oh! Bieber! Jeśli chcesz żebyś nadal był moim  najlepszym przyjacielem musisz się pozbyć gwiazdorskiego gówna.. zrozumiał? - zaśmiałam się, patrząc na niego jak zabawnie trzyma się za głowę jakbym mu w nią strzeliła.

- Masz.. teraz nie mów, że nie jestem dobra dla ciebie- podałam mu połówkę mojej kanapki.

- Czy to jest to o czym myślę?- zapytał, a na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech.

- To zależy od tego co ty myślisz, że to jest? - zaśmiałam się.

- Czy to jest masło orzechowe z gumiastą kanapką, domowej roboty masło orzechowe twojej mamy i sekretny przepis na kanapkę? - był przerażająco skupiony.

- Znasz to.- odpysknęłam.

Wysapał, w zamian podarowywując mi największego przytulasa, śpiewając galaretkowo- masło orzechową piosenkę. Tak bardzo brakowało mi jego dotyku.

- Oh, ale powinnam cię poinformować, że moja mama powiedziała mi gdzieś rok temu, że trzy nie jest akualnie se---
Wtrącił się- oh!Oh! Głuptoku! Chcesz mnie zabić? Nie chcę wiedzieć takich rzeczy- zaśmialiśmy się.

- Hey, mam dla ciebie coś z trasy- zacząl grzebać w swojej torbie- Okey, wróćmy do czasu kiedy mieliśmy po 6 lat i Layla Gordons wylała sok winogronowy na moje nowe markowe buty ze świecącymi kolorami- zaśmiałam się, wyglądał jakby go to dalej bolało.

- Nigdy o tym nie zapomnisz, prawda?- powiedziałam z uśmiechem na ustach.

- Oh, zamknij się! Były fantastyczne, a po tym wszystkim światełka nie działały- zaśmiał się- Ale wracając do histori. Po tym jak to zrobiła, ty wzięłaś najbliższe nożyczki i..

- Obcięłam jej włosy! - zaśmiałam się kiedy zrozumiała,- I dobrze, suka powinna wiedzieć, że twoje buty to bomba. Później jeszcze wyrwała mi bransoletkę przyjaźni. Tą która pasowała do twojej, którą przywiozłeś mi z Włoch.- zmarszczyłam brwi, wiedząc jaką świnią była.

- Właśnie tak ! - uśmiechnął się- Więc kiedy byliśmy w trasie i jechaliśmy do was znalazłem swoją, a przejeżdżaliśmy przez Włochy i wiesz co ? Znalazłem tą kobietę ze swoim sklepikiem, gdzie kupiłem ci ją za pierwszym razem. Dalej je sprzedawała. Więc kupiłem ci jedną. Nie wiedziałem kiedy najszybciej się spotkamy, ale musiałem ją wziąść.

- Oh, Justin, to piękne. Wiesz, teraz zaczynam się czuć trochę szczęśliwa, że wróciłeś, ale wiem też mojego najlepszego przyjaciela potrzebuje scena i wiem że tam wrócisz.- zaśmiałam się przytulając go.







7 komentarzy: